Potężna ulewa nawiedziła Dubaj i spowodowała, że zalane zostały drogi, metro i lotnisko. O sytuacji w największym mieście Zjednoczonych Emiratów Arabskich opowiadali Polacy.
Intensywne opady deszczu sparaliżowały Zjednoczone Emiraty Arabskie. W Dubaju, gdzie doszło do gwałtownej powodzi błyskawicznej, w ciągu 12 godzin spadło tyle deszczu, ile zwykle jest notowane przez rok. Zalane zostały ulice, metro i lotnisko. Wielu kierowców we wtorek wieczorem utknęło na drogach.
- Zazwyczaj droga do pracy z domu wynosi 25 minut, a tego dnia trwało to ponad cztery godziny - powiedział Radosław Gaj, Polak mieszkający w Dubaju.
Zalane drogi, utrudnienia na lotnisku
Powódź doprowadziła do paraliżu komunikacyjnego w Dubaju. - Dostaliśmy alerty od rządu, że nie możemy wychodzić. Zamknięte są szkoły, biura - powiedziała Diana Cichy, rezydentka mieszkająca w Dubaju.
Utrudnienia na lotnisku odnotowuje się od wtorku. W środę wiele lotów zostało odwołanych. "Większość lotów została ponownie odwołana. Mieliśmy lot z Dubaju do Warszawy wczoraj o ósmej rano i został odwołany, przełożony na dzisiaj. Dzisiaj o 5 rano byliśmy na lotnisku. Do 16 przekładali wylot co pół godziny. O 16 wsadzili nas do samolotu Emirates lecącego do Warszawy, po godzinie wyprowadzili z powrotem na lotnisko z tytułu niespełnienia procedur wylotowych. Przekierowali wszystkich do service desków, do których czekamy już czwartą godzinę, a kolejka niewiele maleje. Brak jakichkolwiek informacji. W service deskach pracuje może 10 osób łącznie, a kolejki są na tysiące. Ludzie zaczynają być nerwowi" - napisał w środę na Kontakt 24 pan Michał.
Na Kontakt 24 otrzymaliśmy nagrania, na których widać zalane drogi, lotnisko, ludzi brodzących w wodzie sięgającej niemal kolan.
"Woda zalała wszystkie drogi"
Skontaktowała się z nami Polka, która przebywa w Dubaju. - Jestem w szóstym miesiącu ciąży i ponad 16 godzin spędziłam w taksówce, żeby przejechać kilka kilometrów i dostać się do hotelu. (...) Po przejechaniu kilku kilometrów znaleźliśmy się na głównej drodze i utknęliśmy na wiele godzin - relacjonowała pani Joanna.
- Widzieliśmy, jak woda zalała wszystkie poboczne drogi, a później również główną trasę, na której się znajdowaliśmy. Samochody przestały działać. Nie było żadnych służb, żadnej pomocy lub informacji - mówiła.
Jak opowiadała, "nie mieliśmy również możliwości zawrócić lub pójść pieszo. Po ponad kilkunastu godzinach, jedynie dzięki temu, że mieliśmy dobry i wysoki samochód, byliśmy w stanie przedostać się przez drogę, która zamieniła się w rzekę". - Natomiast większość niższych aut pozostała uwięziona. Skala zniszczeń, którą widzieliśmy, jest ogromna - dodała pani Joanna.
Źródło: Kontakt 24, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: As/ Kontakt 24