W niektórych podwarszawskich ogrodach kwitną róże, a na magnoliach i azaliach otwierają się pąki. O to, co sprawiło, że w listopadzie mamy do czynienia ze zjawiskiem przypisywanym wiośnie, zapytaliśmy ekspertów.
Za nami pierwsza dekada listopada, a w niektórych warszawskich i podwarszawskich ogrodach na magnoliach i azaliach pojawiły się pojedyncze, otwierające się pąki. Kwitną także róże. Taki widok może zastanawiać, zwłaszcza, że okres kwitnienia tych roślin kojarzy nam się z ciepłymi porami roku. Zapytaliśmy ekspertów, czy takie zjawisko w przedostatnim miesiącu roku jest czymś, co zdarza się normalnie o tej porze.
Rośliny przeszły stres
- Magnolie i azalie przeszły duży stres, było gorąco i sucho, a teraz mamy taki przedłużony okres chłodu i okresu wilgotnego. To spowodowało, że niektóre pąki tych roślin się otwierają, bo dostają one mieszane sygnały, jakby była wiosna po prostu, czyli są wybudzone ze stanu spoczynku - przekazał w rozmowie z tvnmeteo.pl doktor Wojciech Podstolski, kurator działu systematyki roślin i arboretum przy Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Warszawskiego.
Wtóruje mu profesor Arkadiusz Nowak, dyrektor dyrektor Ogrodu Botanicznego Polskiej Akademii Nauk w Powsinie.
- W przypadku magnolii, to są gatunki górskie, pochodzące z południowo-zachodnich Chin. Kiedy przyszło ochłodzenie, pączki, ich fizjologia, została jakby zahibernowana, one odczuły, że jest chłodniej, a potem jak się nagle na dwa tygodnie zrobiło trochę cieplej, około 10-12 stopni Celsjusza, no to im się wydaje, że jest wiosna - tłumaczył.
Wojciech Podstolski dodał, że w przypadku magnolii i azalii nie dojdzie do pełnego kwitnienia. - To raczej są takie pojedyncze kwiatki. I tylko niektóre pąki się otwierają - zaznaczył.
"Wszystkie kwiaty i rośliny ryzykują, tak jak my"
Kwitnienia o takiej porze roku się zdarzają. - Wszystkie kwiaty i rośliny ryzykują, tak jak my. My jesteśmy też organizmem, który ryzykuje, więc to jest zjawisko dość standardowe, ale rzeczywiście pytanie jest o frekwencję, o powtarzalność i o liczbę gatunków, które to robią. Bo to jest zastanawiające - uzupełnił Arkadiusz Nowak.
Jak podkreślił, najczęściej jest tak, że naturalnie w Polsce około 5-10 procent taksonów, czyli grup organizmów, może tak robić, ale wydłużający się sezon wegetacyjny, okresy ciepła albo braku przymrozków powodują, że rośliny myślą, że jest "okej" i "można spróbować jeszcze raz wydać owoce".
- To się z reguły nie udaje. Ci ryzykanci giną, albo nie giną, ale inwestują zasoby i tracą. Ale to jest takie zjawisko charakterystyczne dla przyrody w ogóle, bo ona nie znosi próżni, więc jak jest szansa na zakwitnienie, wydanie potomstwa, to oczywiście próbuje to zrobić. Natomiast częstotliwość, liczba gatunków, które to robią, obfitość, jaka część populacji zakwita drugi raz, to wszystko jest związane ze zmianami klimatycznymi i te obserwacje są prowadzone przez fizjologów, botaników, geobotaników i widać ewidentnie, że to są naprawdę już poważne procenty. To nie jest tak, że to jest pół procenta, to jest około 15-20 procent wzrostu w stosunku do tego, co było 10-20 lat temu - tłumaczył ekspert.
Zjawisko "spotykane od lat, narasta"
Tego typu organizmy reagują na ciepło, na przymrozki i na długość dnia. - Jeżeli to są takie rośliny, które potrafią kwitnąć wtedy, kiedy jest krótki dzień, ale ciepły i bez przymrozków, to właśnie te gatunki to robią. Czasem się to udaje, bo zdążą wydać owoce, nasiona. W większości przypadków niestety nie. Natomiast nie jest to jakieś zjawisko ekstremalnie rzadkie. To jest spotykane od lat, tylko rzeczywiście narasta - mówił Nowak. Jak opowiadał ekspert, w ogrodzie w Powsinie zostało zaobserwowane zjawisko wcześniejszego kwitnienia, co - jak przyznał - związane jest z wcześniejszą wiosną, z ociepleniem klimatu. - Uważa się, że na świecie rośliny co dekadę rozpoczynają kwitnienie średnio o 2,9 dnia wcześniej. W Powsinie gatunki górskie rozpoczęły kwitnienie w ciągu 20 lat wcześniej o 19 dni, czyli prawie trzy tygodnie. Jest to bardzo poważna zmiana. Skoro na wiosnę zachodzą poważne zmiany, to oczywiście jesienią te zmiany są coraz bardziej poważne i na pewno są związane z ociepleniem klimatu - podkreślił ekspert.
A co z różami?
W ogrodach pojawiły się nie tylko pąki na magnoliach czy azaliach, ale także zakwitły róże. W przypadku tych ostatnich nie mamy do czynienia z niczym nadzwyczajnym - wynika to z charakterystyki odmiany tych roślin.
- W przypadku róż kwitnienie o tej porze jest normalne, bo współczesne odmiany ogrodowe kwitną, dopóki nie ma mrozu. W ciągu sezonu mogą kwitnąć dwa lub trzy razy, mają takie fale. Pierwsze kwitnienie ma miejsce wczesnym latem i potem latem, a następnie późną jesienią, jeżeli sezon jest wystarczająco długi - zapewnił Wojciech Podstolski. Dodał, że róże, gdyby nie było u nas mrozu, prawdopodobnie mogłyby kwitnąć w grudniu. - Parę lat temu było tak, że właśnie zima jakoś długo nie nadchodziła. Pamiętam, że po nowym roku w naszym ogrodzie zebraliśmy kilka kwiatów - przekazał pracownik Ogrodu Botanicznego UW.
Źródło: tvnmeteo.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvnmeteo.pl