W 2011 roku potężne tsunami doprowadziło do awarii elektrowni jądrowej w Fukushimie. Po kilku latach udało się odnaleźć pozostałości zaginionych rdzeni jądrowych.
11 marca 2011 roku potężne tsunami natarło na wybrzeże Japonii i doprowadziło do potężnej eksplozji w japońskiej elektrowni jądrowej w Fukushimie.
Po tych wszystkich latach zespołowi badawczemu, przy użyciu specjalnego robota, udało się zlokalizować zaginiony podczas awarii uran.
Robot robot robot
Wypadek w elektrowni doprowadził do stopienia się trzech spośród sześciu rdzeni jądrowych. Gdy doszło do ich stopienia, wyciekły przez wiele warstw stali i betonu, przez co nie sposób było ich zlokalizować.
Aby zapobiec pogorszeniu się sytuacji, pracownicy elektrowni po katastrofie wpompowali do niej wodę, dzięki czemu każdy z zaginionych rdzeni ostygł. Dopiero pod koniec listopada po trzech dniach poszukiwań inżynierom udało się odnaleźć zaginiony uran, a i to dzięki drobnemu robotowi znanemu jako Mini-Manbo.
Wcześniejsze próby wykorzystania skonstruowanego w tym celu robota spaliły na panewce. Dopiero w tym roku inżynierom powiodło się sfinalizowanie projektu, a następnie wykonanie odpornego na promieniowanie radioaktywne wynalazku. Wyposażony w szereg czujników robot był w stanie zlokalizować pozostałości uranu.
Radioaktywne znalezisko
- Do tego momentu nie byliśmy w stanie go odnaleźć, nie wiedzieliśmy też, jak wygląda - przyznał Takahiro Kimoto, dyrektor firmy, która odpowiadała za nadzór nad zabezpieczeniami elektrowni. - Skoro teraz zobaczyliśmy go na własne oczy, możemy spróbować go odzyskać - zapowiedział.
Według japońskich władz długotrwały proces zabezpieczania pozostałości po elektrowni potrwa przynajmniej 30 lat i pochłonie dziesiątki miliardów dolarów. Pozostałości uranu naukowcy wydobędą dopiero w 2021 roku.
Autor: sj/map / Źródło: Science Alert, japan.gov