Rzecznik chińskiego MSZ, komentując zapewnienia wicepremiera Japonii o nieszkodliwości wody z elektrowni jądrowej w Fukushimie, zaproponował, by japoński urzędnik sam się jej napił.
Najpierw zatrzęsła się ziemia, potem nadeszło tsunami, na koniec doszło do katastrofy elektrowni atomowej. Mija dekada od tragedii w Fukushimie. W całej Japonii modlono się za ofiary wydarzeń sprzed dziesięciu lat.
Rząd Japonii zamierza wypuścić do morza ponad miliona ton skażonej wody z elektrowni jądrowej Fukushima - podały w piątek japońskie media. Według operatora kompleksu nie stanowi to zagrożenia dla środowiska, przeciwni tym planom są jednak lokalni rybacy i mieszkańcy.
Centra ewakuacyjne w Japonii po przejściu tajfunu Hagibis pękają w szwach. Zginęło 30 osób, a 15 uznawanych jest za zaginione. 100 tysięcy gospodarstw domowych nie ma prądu. Sytuacja jest trudna, bo wylewają rzeki, które wezbrały na skutek tajfunu.
W 2011 roku potężne tsunami doprowadziło do awarii elektrowni jądrowej w Fukushimie. Po kilku latach udało się odnaleźć pozostałości zaginionych rdzeni jądrowych.
W Japonii uczczono pamięć ofiar katastrofy z 2011 roku. Wtedy kraj nawiedziło silne trzęsienie ziemi, którego skutkiem była fala tsunami i awaria elektrowni jądrowej.
Pięć lat po operacji usuwania skutków katastrofy w japońskiej elektrowni jądrowej część zaangażowanych w nią okrętów US Navy nadal jest napromieniowanych. Jak zapewnia amerykańskie wojsko, nie ma zagrożenia dla zdrowia służących na nich marynarzy.
Elektrownia atomowa Fukushima dalej promieniuje. I jak się okazuje stanowi to zagrożenie nie tylko dla ludzi, ale również robotów, które pracują na miejscu katastrofy. Pięć z nich "umarło" a władze nie mają planu, jak oczyścić radioaktywny teren.
W całej Japonii o godzinie 14.46 czasu lokalnego (godz. 6.46 w Polsce) uczczono minutą ciszy pamięć ofiar katastrofalnego trzęsienia ziemi i fali tsunami, które nawiedziły przed pięcioma laty północny wschód tego kraju.