Trzęsienie ziemi nawiedziło w poniedziałek Turcję, Syrię, a także Liban. Jest wielu zabitych. Zdaniem doktora Wojciecha Wilka, prezesa fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, liczba ofiar śmiertelnych będzie rosła. By pomóc poszkodowanym, do Turcji ruszają polscy strażacy.
Silne trzęsienie ziemi nawiedziło w poniedziałek Turcję, Syrię, a także Liban. Według różnych ośrodków badawczych, miało magnitudę między 7,4 a 7,8. Zginęło ponad 1000 osób.
>>> CZYTAJ WIĘCEJ: Turcja, Syria. Bardzo silne trzęsienie ziemi. Zabici i ranni
Jaka powinna wyglądać pomoc na miejscu tragedii?
- Pierwszą rzecz, którą robię, to sprawdzam jaka jest magnituda, czyli siła trzęsienia ziemi. Po drugie ustalam, jak głęboko pod powierzchnią było ognisko. W przypadku tego trzęsienia mówimy o magnitudzie 7,8 i ognisku położonym około 20 kilometrów pod powierzchnią, czyli bardzo płytko, przez to wstrząsy na powierzchni są bardziej odczuwalne. Po trzecie sprawdzam, gdzie to jest, gdzie było epicentrum - mówił w poniedziałek rano na antenie TVN24 doktor Wojciech Wilk, prezes fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej.
Okolicę, w której doszło do trzęsienia ziemi, Wilk dobrze zna. Niestety ekspert przewiduje, że liczba zabitych drastycznie się zwiększy.
- Ja osobiście jestem przerażony z tego powodu, że epicentrum tego trzęsienia ziemi w Turcji miało miejsce około 30-50 kilometrów od półmilionowego miasta Gaziantep, w którym mieszkałem - mówił. Dodał, że liczba ofiar może zbliżyć się do tysiąca. - Jeśli w kilka godzin po katastrofie mówimy o setkach ofiar w Turcji i Syrii, to ta liczba w ciągu najbliższych godzin będzie się szybko zwiększać - mówił Wilk.
Trzęsienie ziemi w Turcji
Wilk zauważył, że władze Turcji od razu poprosiły o pomoc międzynarodową, o wsparcie w postaci specjalistycznych zespołów poszukiwawczo-ratunkowych. Są to zespoły strażackie, które mają możliwość przecinania betonowych filarów i stropów i wyciągania spod gruzów ludzi.
- Pod zawalonym budynkiem ludzie mają około 72 godzin na przetrwanie - zauważył Wilk. Dodał, że pogoda nie pomaga w akcji ratunkowej - jest tam zimno, temperatura w nocy spada poniżej zera, pada deszcz. - Proszę sobie wyobrazić, że na państwa zawala się sufit domu, jesteście w łóżku, bez ubrań zimowych, przeżywalność będzie bardzo ograniczona, dlatego jest konieczność jak najszybszego wydobycia tych, których uda się uratować - zauważył
Pomoc Polskich strażaków w Turcji
Władze Turcji przyjęły ofertę pomocy od Polski przy poszukiwaniach ocalałych pod gruzami. Straż pożarna planuje wysłać ponad 70 osób jako pomoc ratowniczą.
- Nasz praca będzie polegać na poszukiwaniu w gruzowiskach poszkodowanych i zaginionych osób, które mogą być uwięzione. Posiadamy sprzęt, wiedzę i doświadczenie z poprzednich lat, bo byliśmy na różnych misjach poza granicami naszego kraju - powiedział na antenie TVN24 młodszy brygadier Grzegorz Borowiec z Komendy Głównej Straży Pożarnej, który pojedzie do Turcji. - Wiemy, w jaki sposób lokalizować osoby poszkodowane, mamy do tego sprzęt i specjalnie przeszkolone psy - zauważył. Dodał, że ma nadzieję, że uda się wspomóc Turcję i odnaleźć żywe, poszkodowane osoby.
Jak będzie wyglądała praca polskiej grupy? - Jesteśmy przygotowani do tego, żeby zaraz po wylądowaniu rozpocząć działania. Mamy cztery zespoły w składzie całej naszej grupy, które zajmują się typowo poszukiwaniem. Do tego mamy całą logistykę i zespół do koordynacji. Już teraz zaczynamy, jeszcze przed przyjazdem, koordynować nasze działania z innymi grupami ratowniczymi - mówił Borowiec. - Z tego co wiemy grupa holenderska też dostała potwierdzenie przyjęcia oferty pomocy, Rumunia oczekuje cały czas na informacje. Ten odzew będzie spory - dodał młodszy brygadier.
W jaki sposób szuka się zaginionych osób? - Mamy specjalnie przeszkolone psy, które są w stanie zlokalizować osoby poszkodowane, żywe. Mamy też geofony, czyli urządzenia, które pomagają nam usłyszeć drobne stukania czy nawoływania. Mogą to być nawoływania normalnie niesłyszalne dla ludzkiego ucha. Te urządzenia są w stanie zlokalizować taką osobę poszkodowaną pod gruzami. Najpierw, przy pomocy takiego sprzętu, lokalizujemy, potem próbujemy się do takiej osoby dostać - tłumaczył.
Źródło: TVN24