Ulewy, które przechodzą przez japońską wyspę Kiusiu, spowodowały wielkie powodzie. Z powodu opadów niestabilna jest ziemia, przez co powstają osuwiska. Tragiczny bilans sięgnął najprawdopodobniej 44 osób.
W wyniku powodzi i lawin błotnych, spowodowanych potężnymi opadami deszczu, na japońskiej wyspie Kiusiu zginęły 44 osoby. Wiele wskazuje, że nie jest to jeszcze koniec, ponieważ sekretarz naczelnego gabinetu Yoshihide Suga przekazał, że zaginionych jest 10 osób.
- Do tej pory uratowaliśmy 800 osób - mówił na konferencji prasowej. Jak dodał, w misje ratunkowe zaangażowanych jest około 40 tysięcy pracowników policji, sił obronnych i straży przybrzeżnej. - Nic nie jest ważniejsze od ludzkiego życia. Prosimy o dołożenie wszelkich starań, aby ratować ludzi, którzy utknęli w swoich domach i poszukiwać zaginionych - apelował do służb.
Konieczna była ewakuacja ponad pół miliona mieszkańców wyspy. W schronach prowadzone są działania mające na celu minimalizację ryzyka zakażenia koronawirusem, w tym rozprowadzanie środka dezynfekującego i prośby do ewakuowanych o zachowanie odpowiedniej odległości od siebie.
Nie koniec ulew
W lokalnych mediach pojawiają się zdjęcia ulic, zamienionych w rwące potoki, zawalone mosty i poprzewracane auta. W powodzi poważnie zniszczony został także dom opieki społecznej w centralnej prefekturze Kumamoto.
- Wzywam wszystkich obywateli do uważnego śledzenia informacji przekazywanych przez lokalne władze i zachowania czujności w celu podjęcia działań na rzecz ochrony własnego życia - mówił w poniedziałek premier Japonii Shinzo Abe.
Możliwe, że intensywne opady będą jeszcze zagrażać mieszkańcom Kiusiu w kolejnych godzinach. Już teraz istnieje ryzyko wylania kolejnych rzek. - Musimy być czujni. W niektórych rejonach ziemia stała się niestabilna z powodu deszczu, który spadł dotychczas - ostrzegał Suga.
Powodzie są najgorszą klęską żywiołową w Japonii od czasu tajfunu Hagibis w październiku ubiegłego roku, w wyniku którego zginęło około 90 osób.
Autor: kw/aw / Źródło: Reuters, Enex