Do tysiąca wzrosła liczba ofiar śmiertelnych powodzi i osunięć ziemi w północnych Indiach, spowodowanych deszczami monsunowymi - poinformował przedstawiciel władz stanu Uttarakhand, najbardziej dotkniętego przez żywioł. Tysiące turystów i mieszkańców wciąż czekają tam na pomoc, po tym jak żywioł uwięził ich w górach. Wojsko od kilku dni prowadzi ewakuację.
Poprzedni bilans mówił o ok. 560 zabitych. Może się on wciąż powiększyć, bo tysiące osób są zaginione. Według BBC ekipy ratunkowe usiłują sprowadzić z gór jeszcze ok. 8 tysięcy osób uwięzionych tam z powodu rozległych osunięć ziemi. Do tej pory uratowano już 80 tys. powodzian.
Ganges zmywał budynki i auta
Uttarakhand to stan najbardziej dotknięty skutkami monsunowych ulew. Sytuację pogarsza to, że ten himalajski region jest centrum religijnym i w czasie, kiedy żywioł uderzył, był pełen turystów. Powodzie, które rozpoczęły się 15 czerwca, pozrywały mosty i zniszczyły drogi.
Poważne zniszczenia na zalanych terenach ciągną się wzdłuż Gangesu. Najdłuższa rzeka Indii po ulewach wezbrała tak bardzo, że jej rwące wody wystąpiły z brzegów, zmiatając wszystko na swojej drodze. Z jej nurtem popłynęły porwane samochody, zarówno osobowe, jak i ciężarówki, ale także szczątki domów, które stały na nabrzeżach i po prostu runęły do wody.
Zniszczone 10 tys. ha upraw
Indyjski rząd podkreśla, że obecnie priorytetem jest ratowanie mieszkańców i turystów, jednak władze będą się musiały zmierzyć także z konsekwencjami powodzi dla rolnictwa na północy kraju. Spustoszyły one już ponad 10 tys. ha upraw.
Jednym z najmocniej poszkodowanych obszarów jest stan Himachal Pradesh na północy kraju. Woda zniszczyła tam wiele hodowli jabłoni, śliw, grusz, moreli. A to właśnie praca przy uprawach jabłek i innych owoców jest głównym źródłem utrzymania większości jego mieszkańców.
"Początkowo to była normalna burza"
Straty szczególnie dotknęły najbiedniejszych rolników, którym woda zniszczyła przedwcześnie dojrzewające plony. - Zaczęło padać wieczorem 15 czerwca. Na początku tworzyły się tylko małe strumyczki, a potem zrobiła się powódź. Spadł także śnieg. Wszystkie rośliny i uprawy zostały zniszczone - opowiadał jeden z rolników Suresh Kumar.
Minister rolnictwa stanu Vidya Stokes przyznał, że ludzie byli bezradni w obliczu wściekłości żywiołu. - Początkowo to była normalna burza, ale deszcze nie przestawał padać. Rolnicy ponieśli ogromne straty. Nawet kwiaty zostały zniszczone. Ale skoro padały nawet drzewa, sytuacja była bez wyjścia - mówił minister.
Autor: js//bgr / Źródło: PAP, Reuters TV