Myślę, że wszyscy siusiają do basenu, ale chlor wszystko zabija - powiedział kiedyś wielki pływak Michael Phelps. O ile trudno zweryfikować prawdziwość pierwszego stwierdzenia, o tyle drugie naukowcy kwestionują.
W 2015 roku w jednym z parków wodnych w Ohio doszło do serii zachorowań i poważnych dolegliwości, na które uskarżali się pracownicy i goście parku. Dokonane wówczas pomiary i przeprowadzone śledztwo wykorzystali obecnie naukowcy z amerykańskiego Centrum Profilaktyki i Nadzoru Chorób (CDC).
W artykule opublikowanym w trzecim tygodniu września w biuletynie "Morbidity and Mortality Weekly Report" (MMWR) dowodzą, że pływanie w wodzie o dużym stężeniu uryny może doprowadzić do poważnych komplikacji zdrowotnych.
Chlor nie wszystko zabija
Gdy dwa lata temu z parku wodnego w niewymienionym z nazwy mieście w stanie Ohio zaczęły mnożyć się raporty o podrażnieniach i problemach z oddychaniem, na jakie uskarżali się pracownicy i goście, miejski departament zdrowia postanowił przyjrzeć się sprawie.
W internecie przeprowadzono ankietę, w której 68 procent gości parku przyznało, że po wizycie w tym obiekcie odczuwało takie dolegliwości, jak "podrażnienie oczu i nosa, trudności w oddychaniu, odruchy wymiotne". Stwierdzono też, że pracownicy parku mający bezpośredni kontakt z wodą z basenów czterokrotnie częściej odczuwali takie symptomy niż inni zatrudnieni w ośrodku.
Okazało się, że jednym z głównych "winowajców" była obecność moczu w chlorowanej wodzie basenów.
W jednym z wywiadów wielki pływak Michael Phelps mówił, że jego zdaniem "wszyscy siusiają do basenu". - To normalne dla pływaków. Kiedy jesteś w basenie przez dwie godziny, nie wychodzi się do toalety - opowiadał. I uspokajał, że "chlor wszystko zabija, więc nie jest tak źle".
Naukowcy są jednak przeciwnego zdania. Zwracają uwagę, że zetknięcie się amoniaku zawartego w moczu z chlorem prowadzi do powstania toksycznej chloroaminy. Powstaje ona również wtedy, gdy chlor ma styczność z ludzkim potem, obumarłymi komórkami skóry czy kremem do opalania.
Nasilone objawy
Na sytuację w badanym przez naukowców parku w Ohio wpływ miało wiele czynników.
"Złe funkcjonowanie systemu wentylacji, które prowadzi do stężenia niebezpiecznych związków chemicznych, zbyt niska temperatura i zbyt wysoka wilgotność z dużym prawdopodobieństwem doprowadziły do nasilenia się objawów u pracowników parku wodnego" - stwierdzili autorzy raportu, Sophia K. Chiu, Nancy C. Burton, Kevin H.Dunn i Marie A. de Perio.
Badacze z CDC zalecili, by każdy przypadek objawów chorobowych odczuwanych po wizycie na terenie zadaszonego basenu był zgłaszany w placówce medycznej. Miałoby to przyczynić się do zaostrzenia kontroli jakości wody i systemów wentylacji w Stanach Zjednoczonych. W ubiegłym roku rutynowe kontrole prowadzone przez Centrum wykazały nieprawidłowości w 80 procentach placówek.
Autor: sj/rzw / Źródło: IFL Science
Źródło zdjęcia głównego: Visualhunt (CC BY-SA 2.0)