Piją wódkę, jedzą koninę, a nawet oświadczają się - tak kamczacki Płoski Tołbaczyk działa na turystów, którzy masowo zjeżdżają do jego stóp. Wulkan jest aktywny od ponad tygodnia i wygląda spektakularnie.
Żeby dotrzeć do stóp Płoskiego Tołbaczyka trzeba spędzić dziewięć godzin w drodze. W jego rejonie panuje teraz 40-stopniowy mróz. Z oleju napędowego robi się galareta już przy -25 st. C, więc przewodnicy, którzy jeżdżą z turystami pod wulkan, mieszają go z benzyną.
Magiczna moc wulkanu
Mimo siarczystych mrozów, u stóp wulkanu wielu miłośników mocnych wrażeń stawia samochody i rozbija obozowiska. Piją wódkę, jedzą konserwy i pieką koninę.
Emocje podczas wulkanicznej wyprawy są tak silne, że skłaniają niektórych do podjęcia życiowych decyzji. Rozemocjonowani mężczyźni oświadczają się.
- Jest bardzo dużo pary, wszystko jest gorące i magiczne. Mój chłopak po prostu do mnie podszedł, padł na kolana i poprosił o rękę. Zgodziłam się, bo nie miałam innego wyboru. To za daleko, by podróżować z powrotem do domu na piechotę - mówi świeżo upieczona narzeczona.
Każdy chce zobaczyć erupcję
W zwiedzaniu Płoskiego Tołbaczyka pomaga to, że lawa nie wydostaje się bezpośrednio z krateru, a zeszczelin na zboczach. Daletgo też łatwo na niego wejść i zrobić sobie efektowne zdjęcie. Na eskapady wybierają się nawet popi.
Za taką wulkaniczną podróż trzeba zapłacić od 2 do 5 tys. zł. Najdrożej płacą turyści z Moskwy. Firmy organizujące takie eskapady spodziewają się, że latem chętnych na oglądanie wulkanu w akcji będzie jeszcze więcej. Eksperci nie potrafią stwierdzić, ile czasu Płoski Tołbaczyk będzie jeszcze aktywny, ani jakie szkody może wyrządzić.
- Jeśli erupcja przeciągnie się do lata, mogą spłonąć okoliczne lasy czy osady - mówi Gennady Karpov, wulkanolog.
Autor: mm/ŁUD / Źródło: ENEX