W wyniku opadów deszczu, jakie miały miejsce pod koniec ubiegłego tygodnia, część Gdańska została zalana. Na skutek ulew zginęły dwie osoby. Trwa dochodzenie Prokuratury Rejonowej, mające na celu ustalenie przyczyny paraliżu Gdańska.
W czwartek i piątek w Trójmieście padało nieprzerwanie przez kilkanaście godzin - w Gdańsku w ciągu 14 godzin spadło około 160 litrów wody na metr kwadratowy, czyli o blisko 30 litrów więcej niż podczas ulewy w 2001 r., po której straty były ogromne, a jedna z gdańskich dzielnic kompletnie zniszczona.
50 zbiorników nie pomogło
Gdy wskutek zeszłotygodniowych ulew podtopione zostały niektóre ulice w Warszawie, urzędnicy gdańscy byli spokojni. Po powodzi w 2001 roku wybudowano prawie 50 zbiorników retencyjnych mających uchronić miasto przed powtórką.
- Dzięki temu w naszym mieście takie rzeczy obecnie się nie zdarzają - zapewniał stację TVN kilka godzin przed nawałnicą w Gdańsku Dariusz Włodźko z Urzędu Miasta.
Po kilku godzinach okazało się, że taka ochrona nie wystarczyła i Gdańsk zalało. Ulice zamieniły się w rwące potoki i zalane zostały m.in. lokale prywatne czy biurowe oraz piwnice. Nieprzejezdna była część ulic i torowisk, a ruch komunikacji miejskiej częściowo wstrzymano.
Niezbyt zaskoczony sytuacją był Antoni Pawlak z Urzędu Miasta w Gdańsku.
- Nie ma chyba takiego miasta w Europie, które by nie podtopiło się przy tak długo trwających i tak obfitych opadach - stwierdził.
Zalane ulice i zwłoki w piwnicy
Przez powódź zamknięta została część parków oraz ogród zoologiczny, a strażacy interweniowali w samym tylko Gdańsku ponad 400 razy. W piwnicy jednego z domów we Wrzeszczu znaleziono zwłoki dwóch mężczyzn, którzy najprawdopodobniej utonęli, próbując wynieść dobytek jednego z nich.
Dochodzenie błędów
Te wydarzenia sprawiły, że przez gdańską Prokuraturę Rejonową zostało wszczęte dochodzenie. Pismo do Urzędu Miasta śledczy wysłali w ramach pozakarnej działalności prokuratury "mając na względzie przede wszystkim zagrożenie dla mieszkańców, do którego doszło wskutek zalania i długotrwałego paraliżu i fakt, że wydarzenia te poskutkowały ofiarami śmiertelnymi", jak wyjaśnił Maciej Załęski z Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.
Celem jest wskazanie ewentualnych błędów i określenie sposobu na ich pozbycie się. Niewykluczone jest, że śledztwo w związku z wydarzeniami zostanie wszczęte.
Możliwe odszkodowania
Powódź zniszczyła m.in. wyremontowany zaledwie trzy miesiące wcześniej salon protetyki słuchu Marty Lisowskiej. Wykończenie lokalu oraz specjalistyczny sprzęt kosztował ją około 150 tys. złotych.
- Trzeba to wszystko wynieść i wysuszyć, ale, przede wszystkim, nie mam pieniędzy, aby to zrobić - przyznała. Gdyby je miała, oznajmiła w rozmowie z reporterem Faktów, to przywróciłaby lokal do stanu sprzed powodzi w dwa, trzy tygodnie.
Niewykluczone jest, że gdańszczanka środki finansowe na naprawę i wyposażenie salonu dostanie. To zależy od ustaleń śledczych - jeżeli dochodzenie prokuratury wykaże, że miasto mogło zrobić więcej i skuteczniej ochronić mieszkańców i ich mienie, to poszkodowani mogą domagać się odszkodowań na drodze sądowej.
Autor: msb/map / Źródło: PAP, TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24