Amerykańska Straż Przybrzeżna posłała na dno porwany przez tsunami japoński kuter rybacki, który po roku dryfowania po Pacyfiku znalazł się u wybrzeża Ameryki Północnej. "Rykoun Maru" stał się zagrożeniem dla żeglugi i w nocy naszego czasu został ostrzelany z dział.
Statek widmo dwa tygodnie temu został wykryty u wybrzeży kanadyjskiej Kolumbii Brytyjskiej, w odległości dwustu mil morskich od brzegu.
Rok temu fala tsunami zerwała go z cum i wyniosła na morze. 50-metrowy kuter przez rok dryfował niezauważony po Pacyfiku. Kiedy prądy zepchnęły go dalej na północ, w kierunku Alaski, amerykańskie władze uznały, że zaczął on stanowić zbyt wielkie zagrożenie dla żeglugi.
Jednostka została zatopiona na wodach amerykańskich w Zatoce Alaskańskiej, około 150 mil morskich od wybrzeża Alaski. Głębokość morza w tym rejonie wynosi około 300 metrów.
Statek został już w środę oznakowany specjalną boją, emitującą nieprzerwanie sygnał pozwalający zlokalizować jego pozycję.
Amerykańskie służby po konsultacjach z ekspertami uznały, że zatopienie statku jest najlepszym wyjściem, a paliwo pozostałe w zbiornikach szybko rozłoży się w wodzie.
Według specjalistów, zbiorniki "Ryukon Maru" mogły pomieścić najwyżej kilka ton oleju napędowego, jednak najprawdopodobniej rzeczywista ilość paliwa była znikoma, ponieważ statek przed porwaniem go przez tsunami stał przy nabrzeżu stoczniowym w oczekiwaniu na złomowanie.
Autor: mj / Źródło: Reuters TV