Lekarka, która w kartuskim szpitalu badała i odesłała do domu 5-letniego Kacpra, usłyszała zarzuty. Kobieta twierdziła, że dziecko ma zapalenie gardła. Chłopiec trafił ostatecznie do szpitala w Gdańsku, lekarze trzy dni walczyli o jego życie. Bezskutecznie. Kacper zmarł. Sprawą zajmuje się Prokuratura Regionalna w Gdańsku.
Wydawało się, że to zwykłe przeziębienie. 5-letni Kacper dostał gorączki i źle się czuł. Rodzice zabrali go do lekarki, a ta stwierdziła, że to tylko zapalenie gardła. Dziecko wróciło do domu, a kiedy znalazło się w szpitalu, było już za późno. Chłopiec zmarł. Sprawą zajęli się śledczy i po roku postępowania postawili lekarce zarzut z art. 160 p. 1 i 2 Kodeksu Karnego.
- Dotyczy on narażenia dziecka na utratę zdrowia lub poważny uszczerbek na zdrowiu. Grozi za to od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Z ustaleń śledztwa wynika, że mógł być związek przyczynowo-skutkowy między diagnostyką, a śmiercią dziecka - mówi Maciej Załęski z Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.
Jak podaje prokuratura, lekarka zakwestionowała swoją winę i złożyła obszerne wyjaśnienia. - Teraz będą one podlegały weryfikacji - dodaje Załęski.
Jak dowiedział się portal tvn24.pl, lekarka nadal pracuje w szpitalu. - Na razie nie ma podstaw do zawieszania pani doktor - mówi Marek Tybor, naczelny lekarz szpitala w Kartuzach.
"Stwierdziła, że dziecko jest zdrowe"
Kłopoty zdrowotne Kacpra zaczęły się w kwietniu ub. r., kiedy chłopiec dostał gorączki. Jego stan się nie poprawiał, więc rodzice zabrali go do lekarza. Ten stwierdził, że to zapalenie oskrzeli. Zapisał dziecku antybiotyk i odesłał do domu. Następnego dnia Kacper czuł się gorzej. Podczas kolejnej wizyty lekarz zapisał kolejny antybiotyk i stwierdził, że to już nie zapalenie oskrzeli, a jedynie zapalenie gardła.
Wieczorem rodzice zadzwonili na pogotowie. Usłyszeli, że powinni mieć skierowanie do szpitala. Zdobyli je i pojechali do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Kartuzach. Ale wtedy dziecko miało już bardzo wysokie ciśnienie i niską temperaturę - tylko 33 stopnie Celsjusza.
- Ledwo siedział na krzesełku, on się słaniał. Mąż podskoczył do niego, trzymał go. Nie mógł uleżeć na pleckach, ciężko oddychał - wspominała pani Agnieszka.
Z relacji rodziców chłopca wynika, że dyżurująca lekarka przebadała chłopca. - Przyjechaliśmy z takim spadkiem temperatury, a pani doktor mówi do nas: czy on spał na dworze - opowiadała pani Agnieszka.
"Dramatyczna walka o każdy oddech"
7 kwietnia 2015 r. wieczorem stan chłopca był jeszcze gorszy. Dlatego rodzice wezwali karetkę do domu. - Kacper nagle wstał odwrócił się i już potem nie było z nim kontaktu – wspominała matka dziecka. Kiedy dziecko straciło przytomność, jego ojciec zaczął reanimację.
Po kilkudziesięciu minutach ekipie pogotowia udało się przywrócić pracę serca. Chłopiec w bardzo ciężkim stanie trafił do Wojewódzkiego Szpitala w Gdańsku. - To była dramatyczna walka i to o każdy oddech - powiedział Dariusz Kostrzewa ze Szpitala Copernicus w Gdańsku.
Lekarze przez trzy dni walczyli o jego życie. Bezskutecznie. Chłopiec zmarł 10 kwietnia.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/gp / Źródło: TVN 24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24