Bezdomny 63-latek miał trafić do izby zatrzymań w Sopocie, jednak kiedy strażnicy miejscy z Wejherowa czekali na radiowóz, który miał zabrać mężczyznę - ten zasłabł. Mimo reanimacji nie udało się go uratować, mężczyzna zmarł w radiowozie strażników.
Jak informuje Straż Miejska w Wejherowie, funkcjonariusze dwa razy interweniowali wobec bezdomnego mężczyzny na dworcu Wejherowo-Śmiechowo. Za pierwszym razem 63-latek zapewniał ich, że nic mu nie jest i sam będzie wracał pociągiem do Trójmiasta.
Niespełna godzinę później strażnicy ponownie zostali wezwani w okolice dworca. Tym razem postanowili odwieźć bezdomnego do izby zatrzymań w Sopocie.
- Wcześniej byli jednak z bezdomnym w szpitalnym oddziale ratunkowym żeby zbadać jego stan. Lekarz stwierdził, że mężczyzna może trafić do izby zatrzymań - mówi Zenon Hinca, komendant Straży Miejskiej w Wejherowie.
Jak dodaje, nie badali go alkomatem, bo mężczyzna nie był aż tak bardzo pijany. Strażnicy podjechali więc pod komendę i godzinę czekali na przyjazd radiowozu, który miał odwieźć bezdomnego do Sopotu.
- Na miejscu okazało się, że jego stan nagle się pogorszył, wezwano karetkę, ale mimo reanimacji nie udało się go uratować - wyjaśnia komendant. Hinca zapewnia jednocześnie, że strażnicy dopełnili wszystkich procedur i nie mają sobie nic do zarzucenia.
Prokurator bada sprawę
Z kolei według policjantów godzina oczekiwania na radiowóz przez strażników to nic niezwykłego w takim przypadku. - Nie była to interwencja, tylko konwojowanie, a policjanci byli w ciągu tej godziny zajęci bieżącymi zgłoszeniami - przekonuje Anetta Potrykus z wejherowskiej policji.
Sprawą zajmuje się wejherowska prokuratura.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24