Ratownik, który w poniedziałek, wraz z kolegą, przyjechał do poszkodowanego na terenie ośrodka Borówno w gminie Skarszewy (woj. pomorskie), został zaatakowany przez znajomych pacjenta. Pobito go tak dotkliwie, że stracił przytomność. Obecnie przebywa na oddziale chirurgii. Jak podkreśla, w swoim zawodzie z takimi sytuacjami spotyka się na co dzień.
Do zdarzenia doszło w poniedziałek, późnym wieczorem, na terenie ośrodka Borówno w gminie Skarszewy (woj. pomorskie). Ratownicy medyczni z Kociewskiego Centrum Zdrowia zostali wezwani tam do pacjenta z urazem głowy. Mężczyzna odmówił jednak skorzystania z pomocy ze strony ratowników. Ratownicy wytłumaczyli, jakie mogą być konsekwencje takiego urazu i poinformowali go o potrzebie hospitalizacji. Mimo to pacjent wciąż stanowczo odmawiał.
Jak wyjaśnia nam pan Artur, jeden z obecnych na miejscu ratowników, znajomi poszkodowanego mężczyzny zaczęli atakować ich werbalnie, mając im za złe, że ci nie chcą pomóc ich koledze. Nie przemówił do nich argument, że pacjent ma prawo do odmowy leczenia szpitalnego i nie można hospitalizować go na siłę.
Gdy ratownicy pouczyli poszkodowanego i oddalali się od grupy, pan Artur został zaatakowany przez kolegę pacjenta. Uderzył go tak mocno, że ratownik stracił przytomność i głową uderzył o drzwi karetki. Nie bacząc na to, napastnik dalej uderzał ratownika w twarz i głowę.
- Odepchnąłem tego mężczyznę. Kolega leżał nieprzytomny przez około 2 minuty. Ocuciłem go i zabrałem go do karetki. Zamknęliśmy się od środka i wezwaliśmy policję - mówi nam drugi ratownik, który brał udział w zdarzeniu.
W tym czasie mężczyzna i kobieta kopali i dewastowali samochód. Uszkodzili w samochodzie klamkę, lusterko, drzwi karetki.
Policjanci zatrzymali do sprawy dwie osoby. Jak informuje Komenda Powiatowej Policji w Starogardzie Gdańskim, podejrzewani to 38-latka z powiatu wejherowskiego i 47-letni mieszkaniec Gdańska. Czynności z zatrzymanymi zaplanowano na wtorek. Musieli wytrzeźwieć.
Za naruszenie nietykalności cielesnej ratownika może grozić im nawet do 12 lat pozbawienia wolności.
To nieodosobniony przypadek
Pan Artur przebywa obecnie na oddziale chirurgii w szpitalu w Starogardzie Gdańskim, jest na obserwacji. Nie wie jeszcze, kiedy opuści oddział.
Zarówno ratownicy, jak i szpital przyznają, że do takich sytuacji dochodzi bardzo często. Pan Artur, który wykonuje ten zawód od 16 lat, podkreśla, że agresja słowna to codzienność.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne