Sądy w całym kraju zaczynają już rozpatrywać protesty, które trafiły do nich po listopadowych wyborach samorządowych. Rzucanych wcześniej publicznie oskarżeń o fałszerstwa jest wśród nich niewiele.
Pierwszy protest zdążył już rozpatrzyć sąd okręgowy w Krakowie. Złożyły go dwie osoby, które w wyborach do sejmiku zagłosowały na kandydata PiS Jana Dudę. Z protokołu wynikało jednak, że w ich okręgu Duda żadnego głosu nie dostał.
Sąd sprawdził poprawność przeliczania głosów i ustalił, że w rzeczywistości na Jana Dudę zagłosowało 90 osób, ale błędnie przypisano jej innemu kandydatowi PiS. Protest został jednak odrzucony. Sąd ocenił, że błąd nie wypaczył wyników wyborów, bo Duda i tak dostał mandat radnego.
- Żeby uznać, że wybory były nieważne, muszą być spełnione dwie podstawowe przesłanki i to jednocześnie. Po pierwsze, trzeba udowodnić, że doszło do naruszenia kodeksu wyborczego, a po drugie, dowieść, że miało to wpływ na wynik wyborów – tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl Piotr Uziębło, doktor nauk prawnych, konstytucjonalista z Uniwersytetu Gdańskiego.
Do rozpatrzenia pozostało jeszcze około 1800 protestów, które trafiły do 45 sądów okręgowych w całej Polsce. Jest ich ponad trzy razy więcej niż 4 lata temu, kiedy sądy dostały tylko 470 zgłoszeń.
Problemy PKW i przedłużające się zliczanie głosów spowodowały, że publicznych oskarżeń o oszustwa nie brakowało. - Muszą paść te słowa: wybory zostały sfałszowane – oznajmił z trybuny sejmowej Jarosław Kaczyński.
Jak dużo „fałszerstw”?
Żeby sprawdzić, jak często podobne oskarżenia pojawiają się w formalnie zgłoszonych protestach skontaktowaliśmy się z rzecznikami wszystkich 45 sądów okręgowych. Prawnicy zwracają uwagę, że „fałszerstwo wyborcze” to tylko zwrot potoczny, którego w kodeksie karnym nie znajdziemy. Dlatego sądy nie prowadzą statystyk, pozwalających ustalić w uzasadnieniach ilu protestów zarzut fałszerstwa został postawiony wprost. Rzecznicy zgodnie przyznają jednak, że takie przypadki należą do rzadkości. Na przykład W sądach w Poznaniu (w sumie 67 protestów), Kaliszu (11), Gorzowie Wielkopolskim (17), Zielonej Górze (27) i Legnicy (33) nie odnotowano ani jednej takiej skargi.
W innych sądach, jeśli takie zgłoszenia się pojawiają, to zostały sformułowane w dużym stopniu ogólności. - Wyborcy powołują się na to, że w środkach masowego przekazu pojawiają się informacje o sfałszowanych wyborach, więc pewnie były one sfałszowane – wyjaśnia Andrzej Wieja z sądu okręgowego w Jeleniej Górze.
- Teraz można odnieść wrażenie, że sądy są zarzucane protestami, bo zgłasza się wiele naruszeń, ale nie nazywa się ich fałszerstwem, bo trudno takie udowodnić – ocenia Uziębło.
Można przyjąć, że to co potocznie nazywa się fałszerstwem, zawiera się w zapisanym w artykule 248 „przestępstwem przeciwko wyborom”. Uznaje się za nie m.in. podrabianie lub niszczenie protokołów wyborczych, odstąpienie karty do głosowania lub sporządzenie listy wyborczej z pominięciem osób uprawnionych.
W tym przypadku również nie wszyscy rzecznicy potrafili podać konkretną liczbę takich przypadków, w których uzasadnieniu znalazło się bezpośrednie oskarżenie o przestępstwo. Wyjaśniają, że większość uzasadnień napisana jest nieprofesjonalnie i można je różnie interpretować. Dlatego trudno ustalić ich konkretną liczbę. Przedstawiciele sądów zgodnie przyznają jednak, że takich protestów nie jest dużo:
- Popełnienie przestępstw przeciwko wyborom stwierdzono jednoznacznie jedynie w uzasadnieniach czterech zgłoszonych nam protestów – mówi tvn24.pl Danuta Zientara, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Elblągu, który dostał w sumie 25 zgłoszeń. W sądzie w Bydgoszczy, który jako jedyny udostępnił nam wykaz wszystkich protestów, którymi się zajmuje, bezpośrednie zarzuty popełnienia przestępstwa pojawiają się w 4 z 61 uzasadnień. W Słupsku, według informacji rzecznika, jedynie w dwóch przypadkach na 44.
Rzecznicy sądów wyjaśniają, że nie mogą nam udostępnić do wglądu akt wszystkich spraw, bo sędziowie już się nimi zajmują, a muszą je rozstrzygnąć w ciągu 30 dni. Z informacji, które udało nam się uzyskać w sądach okręgowych wynika, że wśród 1800 skarg, które dostali, pewne schematy się powtarzają.
1. Książeczki do głosowania
Pierwszą grupę protestów stanowią te, w których zgłaszający skarżą się na książeczki do głosowania. Jako powód do unieważnienia wyborów podają brak dostatecznej informacji, jak prawidłowo wypełnić kartę. Takie zgłoszenia trafiły m.in. do sądów w Legnicy, Elblągu, Gliwicach, Gdańsku, Piotrkowie Trybunalskim, Sieradzu, Szczecinie i Bydgoszczy.
- Zgłaszającym nie podoba się błędna instrukcja głosowania zamieszczona w internecie na podstawie filmu opracowanego przez PKW – mówi sędzia Agnieszka Żegarska z Sadu Okręgowego w Olsztynie, który dostał 45 protestów.
2. Głosy nieważne
- Częste są też zarzuty o błędne uznanie przez komisję głosów nieważnych. Według jednego z wnioskodawców w przypadku jednego z kandydatów skutkowało to przegraniem wyborów. Inny, któremu zabrakło 6 głosów do przyznania mandatu domaga się ponownego przeliczenia głosów – mówi Jarosław Sablik, sędzia Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej, do którego trafiło 16 zgłoszeń.
Takie protesty odnotowano niemal we wszystkich sądach okręgowych. Niektórzy zgłaszający twierdzą, że głosy celowo zostały uznane za nieważne. Protesty, w których pojawiły się oskarżenia o to, że błędne kwalifikowanie głosów nieważnych jest skutkiem celowego dostawiania krzyżyków, będą sprawdzać m.in. sądy w Sieradzu i w Suwałkach. Zdecydowanie więcej jest jednak skarg, które trafiły do sądów z okręgów, w których różnica głosów między kandydatami była niewielka i zgłaszający liczą na zmianę ostatecznego wyniku wyborów.
- Przeważają protesty od osób fizycznych. To kandydaci, którzy nie uzyskali dostatecznej liczby głosów i nie zgadzają się z wynikiem wyborów, ale też wyborcy, którzy twierdzą, że oddali ileś głosów, a w obwieszczonych wynikach wyborów były inne dane – relacjonuje Michał Chałoński z sądu okręgowego w Kielcach, do którego trafiło 129 protestów.
3. Zero głosów
Trzecią kategorię tworzą kandydaci, na których oddano zero głosów. W tym przypadku protesty zgłaszają najczęściej znajomi kandydatów, którzy na nich głosowali i z zaskoczeniem odkryli, że w protokole tego nie odnotowano. Takie protesty zgłoszono między innymi do sądów w Bielsku-Białej, Świdnicy, Poznaniu, Gdańsku, Szczecinie i Krakowie.
4. Głosy za alkohol
Kolejnym powtarzającym się zgłoszeniem są doniesienia o kupowaniu głosów. Rozpatrywać je będą m.in. sądy w Legnicy, Gliwicach, Elblągu, Szczecinie, Zamościu i Świdnicy. W wielu przypadkach wyborcy informują, że głosy kupowano za alkohol.
5. Za długo liczyli
Piątą kategorię protestów stanowią te oparte na doniesieniach medialnych. Rzecznicy mówią, że są one zwykle bardzo ogólne i słabo udokumentowane. Zgłaszający domagają się unieważnienia wyborów w całej Polsce i wskazują w nich na duże rozbieżności między ostatecznymi wynikami a sondażami, długi czas liczenia głosów, albo wyciek kodu programu do ich zliczania. Takie protesty będą rozpatrywać m.in. sądy w Wałbrzychu, Jeleniej Górze, Gliwicach, Siedlcach, Kielcach, Olsztynie, Przemyślu i Tarnobrzegu.
Zgłoszeniom z tej ostatniej kategorii najtrudniej będzie się obronić. Rozpatrując protesty wyborcze sądy stosują reguły postępowania cywilnego. To oznacza, że na zgłaszającym spoczywa ciężar dowodu. A musiałby on nie tylko dowieść, że doszło do przestępstwa, ale jeszcze wykazać, że miało ono wpływ na przebieg wyborów.
Według Kodeksu wyborczego protest wnosi się na piśmie do właściwego sądu okręgowego w terminie 14 dni od dnia wyborów. Sąd okręgowy rozpoznaje protesty wyborcze w postępowaniu nieprocesowym, w ciągu 30 dni po upływie terminu do wnoszenia protestów. To oznacza, że sądy powinny rozpatrzyć wszystkie protesty dotyczące pierwszej tury przed końcem roku, a z tym dotyczącymi drugiej tury uporać się w połowie stycznia. Od decyzji sądów okręgowych będzie można się odwołać do sądu apelacyjnego, który również będzie miał 30 dni na rozpatrzenie sprawy.
Autor: ws/k
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24