Pomorska posłanka Agnieszka Pomaska ostrzega przed naciągaczami w taksówkach na gdańskim lotnisku. Biorą nawet 9 zł za kilometr. Problem w tym, że w Gdańsku takie ceny są zgodne z przepisami.
- To był środek nocy. Na lotnisku w Gdańsku zauważyłam kierowców, którzy wyszukiwali wśród pasażerów tych z największymi bagażami - opisuje swoją historię posłanka na portalu społecznościowym Facebook.
9 zł za kilometr
- Zdezorientowani podróżni mogliby pomyśleć, że nie ma alternatyw, w końcu jest noc, a tu zupełnie obce miasto. Jeden z kierowców natrafił na turystów z Azji. Spojrzałam na jego cennik i od razu wiedziałam, o co chodzi. Ostrzegłam ich. Wtedy taksówkarz zaczął krzyczeć "Co expensive, co ekspensive!". Turyści na szczęście mnie posłuchali, ale obawiam się, że znaleźli się następni. A takich naciągaczy cała chmara – relacjonuje Pomaska.
Według cennika na samochodzie taksówkarza, za kilometr turyści musieliby zapłacić 6 zł, w nocy 9 zł. Za godzinę postoju - 90 zł. Tymczasem ceny taksówek zrzeszonych w trójmiejskich korporacjach kształtują się w granicach 2-3 zł za km w dzień i ok. 3-4 zł w nocy. Za godzinę postoju ok. 40 zł.
Nikt nie reguluje cen
Pomaska o problemie powiadomiła wiceprezydenta miasta. – Podziękował za sygnał i powiedział, że przyjrzy się problemowi – informuje posłanka.
Dużych szans na jego rozwiązanie chyba raczej nie ma, bo w Gdańsku taksówkarze mogą swobodnie regulować swoje stawki. Rada miasta nie narzuciła im żadnych ograniczeń i była to świadoma decyzja:
- Uznaliśmy, że takie rozwiązanie jest najlepsze, bo gwarantuje, że ceny będą niższe niż gdyby ustalić odgórne limity - tłumaczy Piotr Borawski, radny z Gdańska. - Rok temu byli u nas przedstawiciele trzech gdańskich korporacji taksówkarskich, które zaproponowały jedną stawke maksymalną - ok. 3,50 zł/km. Radni byli zgodni, że nie możemy przystać na taki pomysł, bo wtedy ceny automatycznie poszybowałyby do tych maksymalnych limitów - tłumaczy. Jak dodaje, wówczas winny byłby radny, bo w końcu to on podejmuje decyzję.
"Obserwują problem"
Władze lotniska przekonują, że do tej pory nie miały sygnałów, by działo się coś złego.
Jak tłumaczy Michał Dargacz, rzecznik portu lotniczego im. Lecha Wałęsy w Gdańsku, na lotnisku działa jedna korporacja, która dzierżawi dwie główne zatoczki. - Mają oni pierwszeństwo, znajdują sie bliżej wejścia, ale to nie oznacza, że nikt inny nie może tak działać. Mam na myśli głównie parking 10 minutowy Kiss&Fly, tam każdy może przyjechać i trudno kogoś przepędzać. Nasi ochroniarze są jednak uczuleni na ludzi, którzy nagabują lub rozdają ulotki na samym terminalu, bo tego robić nie wolno - mówi.
Plakaty i ulotki
Posłanka sugeruje, żeby informować podróżnych o cenach taksówek m.in rozklejając plakaty i rozdawając ulotki. - To dobry pomysł, jesteśmy otwarci. Jeśli miasto stworzy jakiś spójny system ostrzegania, to chętnie się do akcji przyłączymy - zapowiada Dargacz.
Autor: aja/roody/k / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: Agnieszka Pomaska