Zmaltretowali go, wrzucili do worka i zakopali żywcem. Weterynarze nie dawali Odiemu dużych szans na przeżycie. Przeżył, a jego oprawcy trafili na osiem miesięcy do więzienia. Kiedy wydawało się, że ponad dwa lata po pobiciu pies jest szczęśliwy u boku kochających go ludzi, przyszła wiadomość. - Nie było miejsca w domu na dziecko i na psa, więc Odi trafił do garażu - mówi Katarzyna Sobczak z OTOZ Animals. Pies wrócił do schroniska i znów szuka domu.
Historia psa Odiego wstrząsnęła całą Polską. W czerwcu 2016 roku zwierzę zostało skatowane łopatą i cegłą, wrzucone do worka i żywcem zasypane gruzem.
Psa znalazła kobieta przy jednej z ulic we Władysławowie. Usłyszała przeraźliwy skowyt i odkryła worek przykryty gruzem, a w worku... włożone głową w dół zwierzę. Wezwała policję.
- To był okropny widok. Byłam przekonana, że ten pies jest cały połamany i nadaje się już tylko do uśpienia. Musiał bardzo cierpieć. Kiedy znaleźliśmy go z mężem, miał już taki nalot na łapkach i wszędzie było pełno much. Wciąż to bardzo przeżywam. Nie rozumiem, jak ktoś mógł tak postąpić – wspominała wtedy kobieta.
Weterynarz, który przyjechał na miejsce, stwierdził martwicę wszystkich kończyn, liczne potłuczenia oraz opuchliznę. Pies miał też mocno uszkodzone oko. Lekarze nie dawali Odiemu praktycznie szans na przeżycie, ale udało się go uratować.
Jak się okazało, właścicielem psa był pan Przemysław. Mieszkał on wraz z narzeczoną u jej rodziców – matki i przybranego ojca, Janusza P. To właśnie Janusz P. i jego kolega okazali się katami czworonoga. Pies miał im przeszkadzać, gdy pili alkohol. Uderzali psa trzonkiem od łopaty i cegłą, a potem przenieśli go na gruzowisko, chcąc pozbyć się problemu.
Bezwzględne więzienie
Sprawcy obwiniali się nawzajem. Teść właściciela psa twierdził, że sam nie bił Odiego, a tylko pomagał koledze w przeniesieniu go w inne miejsce. Jego kolega z kolei nie poczuwał się do winy – mówił, że to teść właściciela Odiego narzekał na psa i wymyślił całą intrygę. Obaj mężczyźni mieli też zrzucać winę na alkohol, mówiąc, że gdyby go nie pili, to do tego zdarzenia by nie doszło.
W marcu 2017 roku sąd skazał ich na karę ośmiu miesięcy bezwzględnego więzienia. Mieli zarzuty znęcania się ze szczególnym okrucieństwem, groziło im do 3 lat. Sąd zadecydował także, że muszą wpłacić 5 tysięcy złotych nawiązki dla OTOZ Animals. Przez pięć lat nie mogą także posiadać zwierząt, a jeden z nich dodatkowo dostał zakaz prowadzenia działalności związanej z ubojem zwierząt przez 10 lat, czym wcześniej zajmował się zawodowo.
Wynik satysfakcjonował OTOZ Animals. – Jest to wyrok bezwzględnego więzienia, który w tego typu sprawach nie jest zasądzany zbyt często. Dlatego jesteśmy zadowoleni – mówił w marcu 2017 roku Paweł Gebert, przedstawiciel organizacji.
Niezadowolony z wyroku był natomiast właściciel Odiego, pan Przemysław. Na rozprawie pojawiał się ze swoją partnerką, pasierbicą skazanego Janusza P.
- Moim zdaniem powinien paść najwyższy wymiar kary, przynajmniej dla tego oskarżonego, który katował mi psa – mówił mężczyzna.
Pies wrócił do swojego domu z właścicielem.
"Nie było miejsca w domu na dziecko i na psa"
Odi wrócił do zdrowia. O pobiciu przypominają jednak blizny i łapka, na którą nadal kuleje.
Pies miał już nigdy więcej nie doświadczyć zła od człowieka, jednak musiał wrócić do schroniska.
- Otrzymaliśmy niedawno zgłoszenie od mieszkanki wsi, w której mieszka obecny właściciel, że psa nie widzi od dłuższego czasu, że prawdopodobnie jest zamknięty w garażu - mówi Katarzyna Sobczak, inspektor do spraw ochrony zwierząt OTOZ Animals.
Kiedy inspektorzy pojechali na miejsce, okazało się, że to prawda.
- Z tego, co udało nam się ustalić, właścicielowi urodziło się dziecko. Nie było po prostu miejsca w domu na dziecko i na psa, więc pies trafił do garażu - opowiada Sobczak.
- Stan psa fizyczny był dobry, natomiast psychicznie ten pies cierpiał, bo zawsze był z właścicielem. Nagle właściciel zapomniał o nim, jak o niechcianej rzeczy - dodaje.
Pies został zabrany. Przebywa obecnie w siedzibie stowarzyszenia w Bojanie koło Chwaszczyna (woj. pomorskie). Teraz inspektorzy szukają dla niego odpowiedzialnego i kochającego właściciela.
- Odi to genialny pies. Kocha ludzi pomimo dwóch tragedii, które go spotkały - pierwsza to zakopanie żywcem i drugie porzucenie w garażu przez właściciela, który podobno go kochał - mówi Sobczak.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK\kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: OTOZ Animals