Obrona byłego prezesa Amber Gold skierowała do gdańskiego sądu wniosek o przesłuchanie ponad 18 tysięcy świadków. Chodzi głównie o poszkodowanych przez parabank klientów. Na razie jednak wciąż nie wiadomo, kiedy ruszy proces.
- Wniosek dowodowy w tej sprawie skierowaliśmy do Sadu Okręgowego w Gdańsku, na razie nie mamy żadnych informacji czy został on rozpatrzony - potwierdził Michał Komorowski, obrońca Marcina P., byłego prezesa Amber Gold.
Obrona chce przesłuchania ponad 18 tysięcy świadków. Na razie nie wiadomo, jak miałyby wyglądać takie przesłuchania, czy wszyscy świadkowie byliby wzywani do gdańskiego sądu.
- Nie chcemy utrudniać pracy sądu, dlatego skierowaliśmy wniosek jeszcze przed rozpoczęciem procesu - dodał Komorowski.
Jak podkreślił w śledztwie przesłuchano wszystkich świadków, dlatego teraz wszyscy powinni odpowiedzieć na pytania sądu. Jego zdaniem, w innym przypadku naruszone mogą zostać prawa stron procesu.
Akt oskarżenia po trzyletnim śledztwie
Akt oskarżenia Prokuratura Okręgowa w Łodzi skierowała do sądu 25 czerwca. Marcin P. i jego żona Katarzyna P. oskarżeni zostali m.in. o oszustwo znacznej wartości, pranie brudnych pieniędzy i działalność parabankową. Według prokuratury oszukali oni w latach 2009-12 w ramach tzw. piramidy finansowej niemal 19 tys. klientów spółki, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł. Oskarżeni są w areszcie. Grozi im do 15 lat więzienia.
Oskarżeni w trakcie śledztwa nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień, bądź składali je sprzeczne wobec prokuratorskich ustaleń. W śledztwie, prowadzonym wspólnie z ABW, przesłuchano prawie 20 tys. świadków, akta sprawy liczą ponad 16 tys. tomów. Do gdańskiego sądu przewiezione zostały ciężarówką wynajętą od firmy transportowej.
Do sprawy Amber Gold wyznaczona została sędzia Lidia Jedynak. Skład sędziowski w tej sprawie będzie jednoosobowy. Termin rozpoczęcia procesu nie został jeszcze wyznaczony.
Gdański sąd chciał oddać sprawę Amber Gold
W lipcu Sąd Okręgowy w Gdańsku wystąpił do SN o przekazanie sprawy innemu sądowi okręgowemu.
SO powołał się na sytuację z 2012 r. związaną z aferą Amber Gold, gdy do ówczesnego prezesa SO Ryszarda Milewskiego zadzwoniła osobą podająca się za pracownika kancelarii premiera. W rozmowie tej Milewski informował o możliwych terminach posiedzenia dotyczącego zażalenia na areszt Marcina P.; był też gotów umawiać się na spotkanie z premierem. Po nagłośnieniu sprawy Milewski stracił stanowisko i został ukarany przeniesieniem do sądu poza Gdańskiem. Sprawa była szeroko komentowana przez media i polityków; formułowano daleko idące zarzuty wobec gdańskiego sądu.
Powołał się na art. 37 Kodeksu postępowania karnego, który pozwala SN przekazać daną sprawę do rozpoznania innemu sądowi - "jeżeli wymaga tego dobro wymiaru sprawiedliwości".
SO wskazał ponadto, że przekazaniu sprawy nie stoją na przeszkodzie względy ekonomiki procesowej (miejsca zamieszkanie świadków na terenie całej Polski); zwrócił też uwagę na konieczność dojazdu do Gdańska prokuratora z okręgu łódzkiego. Wniosek SO poparł Marcin P. w piśmie do SN.
Nie ma potrzeby przenoszenia procesu
SN uznał, że stosowanie art. 37 Kpk winno być ograniczone do sytuacji, gdy cały sąd jest niewłaściwy do orzekania albo gdy zachodzą uzasadnione obawy o bezstronne rozpoznanie sprawy. W niniejszej sprawie nie ma miejsca żadna z wymienionych sytuacji - uznano.
- W szczególności za okoliczność taką nie może zostać uznane wyjątkowe zainteresowanie sprawą ze strony opinii publicznej i mediów, jako zjawiska obecnie powszechnego w praktyce wymiaru sprawiedliwości. Dla krytycznych pod adresem jego organów opinii przeciwwagę musi stanowić sprawność postępowania i rzetelność orzekania, nie zaś przekazywanie między sądami spraw będących przedmiotem publicznej dyskusji - napisano w uzasadnieniu decyzji, podjętej przez sędziego SN Tomasza Artymiuka.
SN przyznał, że na etapie śledztwa doszło do "bezprecedensowego zdarzenia" z udziałem b. prezesa SO, ale spotkało się to z natychmiastową reakcją sędziowskiego rzecznika dyscyplinarnego, a efektem wszczętego przeciw sędziemu postępowania dyscyplinarnego było orzeczenie kary.
- Zasadnie kierowane pod adresem b. prezesa zarzuty natury personalnej nie pozwalają jednak na uogólnione stwierdzenie o braku właściwych warunków do bezstronnego rozpoznania sprawy w sądzie, w którym sędzia ten kiedyś orzekał - uznał SN. Przypomniał, że prezes sądu wykonuje jedynie obowiązki, co do nadzoru administracyjnego i nie może ingerować w sferę niezawisłości sędziowskiej.
Zarazem SN przyznał, że ma zrozumienie dla wystąpienia SO, bo "fakty zawarte w publikacjach, w tym internetowych, mogą uzasadniać poczucie dyskomfortu sędziów", co nie oznacza jednak trafności argumentacji.
- Autorytet i powaga wymiaru sprawiedliwości wymaga, aby sądy nie ulegały presji stron procesowych i opinii publicznej ani nie popadały w zwątpienie co do własnych kompetencji w zakresie prowadzenia rzetelnego procesu. Tylko racjonalna nieustępliwość w tym względzie sprzyja kształtowaniu się pozytywnego wizerunku organów trzeciej władzy, minimalizując tym samym wątpliwości co do obiektywizmu i niezawisłości w rozpoznawaniu spraw - czytamy w uzasadnieniu SN.
Według SN żadnego znaczenia dla sprawy nie ma ani konieczność dojazdów prokuratora na rozprawy do Gdańska, ani też poparcie oskarżonego dla wniosku SO.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź