Marysia, jak większość dziewczynek w jej wieku ma marzenie. 6-latka chce zostać tancerką. Na drodze do marzeń i beztroskiej przyszłości stanął guz mózgu. Choroba odbiera powoli siły, ale nie nadzieję. Ostatnią szansą może być drogie leczenie eksperymentalne w Stanach Zjednoczonych lub w Niemczech. W zbiórkę pieniędzy zaangażowała się grupa tancerzy z Gdańska. Wierzą, że Marysia jeszcze z nimi wystąpi.
Karuzela strachu ruszyła dwa lata temu. Marysia skarżyła się rodzicom na ból głowy. Na początku lekarze mówili, że to nerwoból.
Rezonans magnetyczny i badanie dna oka nie pozostawiły złudzeń. Lekarze ze szczecińskiego szpitala postawili diagnozę. Ta brzmiała jak wyrok: to wyściółczak. Już wtedy guz w głowie Marysi miał osiem centymetrów.
- To był ogromny guz. Po tej informacji zostaliśmy skierowani na oddział neurochirurgiczny w szpitalu w Szczecinie i tam nasza córka została zoperowana - wspomina Agnieszka Waś, mama Marysi.
Nierówna walka
Lekarze wycięli Marysi guza w całości. Operacja się udała, ale szybko okazało się, że to dopiero początek walki z chorobą. - Guz odrósł i niestety był już to nowotwór złośliwy. Walka trwa cały czas, ale jesteśmy w takim punkcie, że powoli zaczynamy ją przegrywać - mówi pani Agnieszka.
Dziewczynka przeszła w Niemczech druga operację. Tamtejsi lekarze usunęli część guza. Na początku prognozy znów były optymistyczne. Niestety nowotwór zaatakował ponownie. I to znów ze wzmożoną siłą. W tym momencie Marysia ma trzy guzy w głowie i przerzuty na odcinek szyjny. Radioterapia też już nie pomaga. - Lekarze są cały czas o krok do tyłu za tą chorobą. Niestety nie są w stanie już pomóc naszej córce. Usłyszeliśmy, że to czas, żeby spełniać jej marzenia - mówi Adam Waś, tata dziewczynki.
Rodzice 6-latki nie godzą się z tym wyrokiem. Przeszli tak długą drogę, że teraz nie zamierzają się poddawać. Państwo Waś chcą poddać córkę eksperymentalnej metodzie leczenia. Dlatego wysłali dwa zgłoszenia do klinik w Stanach Zjednoczonych. Te na razie milczą. Pojawiła się za to propozycja leczenia w Essen. - Każdy rodzic zrobiłby to samo. Walczyłby o swoje dziecko do ostatniego tchu. W tej chwili mamy około 300 tys. zł na leczenie Marysi. Nie wiemy jeszcze ile dokładnie będzie potrzebne, bo wszystko zależy od tego, gdzie i jak będzie leczona nasza córka - dodaje pani Agnieszka.
Pomoc w rytmie dancehallu
Marysia choć jest jeszcze mała, ma wielkie marzenie. Chce w przyszłości zostać profesjonalną tancerką. W domu ma baletki we wszystkich kolorach. Czasami chowa się przed rodzicami, zamyka drzwi i tańczy.
Nic w tym dziwnego, że pomoc w zbiórce pieniędzy dla Marysi zaoferowali właśnie tancerze, których poruszyła jej historia.Grupa taneczna z Gdańska zorganizowała "Świąteczny Jam", czyli zawody, z których cały dochód przeznaczyli na leczenie dziewczynki. Już piąty raz próbują komuś wytańczyć zdrowie.
- Są takie momenty kiedy o kimś czytasz, poznajesz go i od razu wiesz, że to jest ta osoba, której zamierzasz pomóc. A Marysia jest taką małą istotką, która trafiła na sporą przeszkodę - mówi Iza Berent, tancerka.
Podczas świątecznego konkursu i zbiórki pieniędzy nikt nie miał wątpliwości. Marysia musi pokonać raka. - Jestem pewna, że kiedyś będzie mogła z nami zatańczyć i pojawi się na kolejnych edycjach "Świątecznego Jamu" - Dominika Peszel, właścicielka studia tańca "Siemanko" w Gdańsku.
Każdy kto chce pomóc Marysi może to zrobić m.in. za pośrednictwem portalu siepomaga.pl.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Dominika Ziółkowska, aa/gp / Źródło: Fakty w południe/TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Siepomaga.pl