Marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk wezwał ministra gospodarki morskiej do pomocy w sfinansowaniu akcji opróżnienia z paliwa wraku tankowca Franken, który od 1945 roku leży na dnie Zatoki Gdańskiej. Inaczej Pomorzu grozi "katastrofa ekologiczna".
„Biorąc pod uwagę jak wielkie, negatywne skutki – środowiskowe, gospodarcze i społeczne – dla regionu pomorskiego może spowodować uwolnienie się paliwa (z wraku Frankena - red.), apeluję do Pana Ministra i z całą mocą wnoszę o niezwłoczne zabezpieczenie (środków - red.) finansowych (…) na podjęcie działań i likwidację zagrożenia, jakim jest zalegające we wraku tankowca Franken paliwo” – czytamy w liście, który Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego, wysłał do Marka Gróbarczyka, ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej.
Struk wcześniej zapoznał się z raportem przygotowanym przez naukowców i ekologów z Instytutu Morskiego w Gdańsku oraz Fundacji MARE. Stwierdza on, że w zatopionym 8 kwietnia 1945 roku przez sowieckie samoloty niemieckim statku mogą znajdować się tysiące ton paliwa.
- Postępująca korozja wraku sprawia, że jest on tykającą bombą ekologiczną. Nie możemy dopuścić do tego, by ta bomba wybuchła – podkreśla marszałek Struk. Potencjalne zagrożenie pchnęło go do szukania finansowania projektu u władz centralnych. – Nie możemy pozwolić na to, by zarówno województwo pomorskie, jak i cały kraj zostały narażone na skażenie wód i gruntów. Musimy jak najszybciej podjąć działania, by zapobiec tragedii grożącej polskiemu wybrzeżu – dodaje marszałek.
Odliczanie do katastrofy
Franken leży prawie 70 metrów pod powierzchnią wody, w centralnej części Zatoki Gdańskiej. Na początku tego miesiąca zaprezentowano wspomniany powyżej raport, który przedstawia analizy stanu wraku i zalegających w nim chemikaliów.
Zdaniem naukowców może to być nawet 1,5 miliona litrów paliwa, setki ton olejów smarowych, a także prawie tysiąc ton amunicji.
- Czas na działanie mamy ograniczony. To mogą być pojedyncze lata, być może 10 lat, ale pewnie więcej nie. Stan wraku jest taki, że w ciągu najbliższych lat on się po prostu zawali pod własnym ciężarem – ocenia dr inż. Benedykt Hac z Instytutu Morskiego w Gdańsku. – Jeśli pojawi się wylew na przykład kilkuset ton, nie mamy ani sił, ani środków, by sobie z tym poradzić – dodaje.
- To będzie katastrofa ekologiczna – przekonuje Olga Sarna z Fundacji MARE. – Mówimy tu o prawdopodobnym zalaniu plaż od Piasków po sam Hel. Straty obejmą sześć obszarów Natura 2000 – ostrzega. W tym rejonie znajduje się między innymi kolonia foki szarej.
Potrzeba milionów
Fundacja tłumaczy, że wyciek może nie tylko zniszczyć w znacznej mierze ekosystem, ale także wpłynąć destrukcyjnie na ekonomię Pomorza. – Turystyka może się załamać na kilka lat. Cały rejon musiałby być zamknięty – przewiduje Sarna.
W swoim raporcie naukowcy proponują także rozwiązania. – Takich operacji przeprowadza się kilka, kilkanaście rocznie na świecie.
- Najpierw trzeba pousuwać zagrożenia, czyli na przykład amunicję – podkreśla Hac. – Samo wypompowywanie paliwa nie jest skomplikowaną operacją, ale niestety kosztowną – dodaje. Pracownik Instytutu Morskiego podejrzewa, że koszty mogą się wahać pomiędzy 5 a 10 milionów euro.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa/ao / Źródło: TVN24 Pomorze