Marcel we wrześniu skończy 4 lata, cierpi na padaczkę pourazową, wciąż uczy się mówić, niedowidzi i słabo słyszy, cztery razy w tygodniu ma sesje z rehabilitantem. To efekt obrażeń jakie wyrządził mu jego własny ojciec Adrian N. przed trzema laty. Nie trafił do więzienia, bo sąd uznał, że wszystko stało się przez przypadek.
We wtorek 21-letni Adrian N. usłyszał zarzut umyślnego spowodowania ciężkich obrażeń ciała u swojego 3-miesięcznego syna. Chłopiec w niedzielę trafił w bardzo ciężkim stanie najpierw do szpitala w Świeciu, później do szpitala uniwersyteckiego w Bydgoszczy. Niemowlę walczy o życie, jest w stanie śpiączki farmakologicznej.
Adrian N. twierdzi, że dziecko wypadło mu z rąk podczas karmienia, tej wersji nie potwierdzili jednak biegli. Nie uwierzył w nią również prokurator, który postawił mu zarzut. Sąd w Świeciu aresztował 21-latka na trzy miesiące.
Marcel cierpi do dzisiaj
To nie pierwszy przypadek, gdy 21-letni Adrian N. ze Świecia jest podejrzany o pobicie własnego, kilkumiesięcznego dziecka. Pod koniec 2011 roku 2,5-miesięczny Marcel, syn Adriana N. z pierwszego związku, trafił do szpitala z połamanymi trzema żebrami i wylewem krwi do mózgu. Miał też podbite oczy i mnóstwo siniaków. Wówczas ojciec dziecka również tłumaczył się tym, że dziecko wypadło mu z rąk.
Wówczas Adrian N. również został aresztowany na kilka miesięcy i usłyszał wyrok – 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Mężczyzna nie trafił do więzienia, bo sąd uwierzył w wersję oskarżonego o nieszczęśliwym wypadku.
Właśnie o ten wyrok żal do sądu mają rodzice zastępczy Marcela.
- Marcel cierpi do dzisiaj. Ma padaczkę pourazową, z której pewnie nigdy się nie wyleczy, niedowidzi, słabo słyszy, chodzić nauczył się dopiero w wieku 2,5 roku. Nadal nie mówi i niewiele rozumie – mówi Maciej Aryn, przybrany ojciec chłopca.
"Starał się być niewidzialny"
Dziecko wciąż przechodzi kosztowną rehabilitację. Jak zapewniają rodzice, sesje ma nawet cztery razy w tygodniu. Jego rodzice zastępczy są przekonani, że chłopiec został skatowany, a jego biologiczny ojciec powinien trafić do więzienia.
- Starał się być niewidzialny. Marcel nie płakał, nie pokazywał że jest głodny, że ma mokrą pieluchę. On po prostu leżał i się nie ruszał – wspomina Anna Wolicka-Aryn, matka zastępcza chłopca.
Kobieta dodaje, że pierwsze sesje rehabilitacyjne miały przyzwyczaić dziecko do dotyku i obecności innej osoby.
- Zajęcia były po to, by dziecko się nauczyło, że ktoś je dotyka, przytula, całuje i nie krzywdzi. Dziecko uczyło się tego dobrego dotyku – podkreśla matka.
"Siedmioro wychowałem, żadne mi z rąk nie wypadło"
Dziadek Marcela niechętnie wraca pamięcią do wydarzeń z 2011 roku. W rozmowie z Faktami TVN stwierdził, że nic nie wskazywało na to, że Adrian N. może chcieć wyrządzić dziecku krzywdę.
- On był taka cicha woda, taki trochę ciapowaty - wspomina pan Bogumił, dziadek Marcela. - Ale jakoś tak się zdarzyło, że został sam nie było córki no i stało się - dodaje.
Jednocześnie pan Bogumił nie ma wątpliwości, że to co się stało nie było nieszczęśliwym wypadkiem. - Jak może dziecko wypaść z rąk, ja siedmioro wychowałem i żadne mi z rąk nie wypadło - podkreślił.
"Można było tego uniknąć"
Rodzice zastępczy podkreślają, że sytuacji z niedzielnego wieczora można było uniknąć, gdyby sąd odpowiednio zajął się sprawą z 2011 roku.
– Ten wyrok jest skandaliczny, to nie jest kara, nie rozumiem dlaczego sąd podjął taką decyzję – powiedział Maciej Aryn.
We wtorek Adrianowi N. postawiono zarzut umyślnego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu jego drugiego syna, 3-miesięcznego Piotrusia. Sąd aresztował mężczyznę na trzy miesiące. Grozi mu do 10 lat więzienia.
Zobacz też materiał Faktów TVN:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: md//ec / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24