Drzewa łamały się jak zapałki. Odcięły od świata harcerski obóz w Suszku. Olga i Asia zginęły, a kilkadziesiąt dzieci zostało rannych. Na pomoc ruszyli oni - mieszkańcy Lotynia i Nowej Cerkwi. Ratowali innych, choć sami w nawałnicy stracili domy. Rodzice harcerzy napisali do nich list: "Dziękujemy za każdą parę skarpet, która ogrzała ich przemarznięte stopy i każdy gest, który rozgrzał ich przerażone serca".
W nocy z 11 na 12 sierpnia całkowitą ciemność rozjaśniały jedynie błyskawice. Piekło na Pomorzu, także nad Suszkiem na Kaszubach, rozpętało się w chwilę. Wiatr powalił hektary lasu. Drogi dojazdowe zniknęły pod drzewami. Dzieci z obozu harcerskiego schronienia szukały w pobliskim jeziorze. Dwóm nastolatkom, Oldze i Asi, nie udało się schować. Reszta harcerzy walczyła o życie. Odcięci od świata czekali na pomoc.
"Co z NASZYMI harcerzami?"
Na ratunek "swoim harcerzom", w końcu blisko, przecież wiedzieli, że tam rozbili obóz, ruszyli mieszkańcy Lotynia i Nowej Cerkwi.
- Co nam zostało? Patrzeć na dobra materialne? (Zniszczone podczas nawałnicy - red.). Dobrze wiedzieliśmy, że oni tam żadnej pomocy nie otrzymają, bo nie było do nich dostępu - mówił kilka dni po przejściu nawałnicy reporterom TVN24 pan Bartłomiej, mieszkaniec Lotynia.
Miejscowi znają te tereny na pamięć. Wiedzieli, że straż nie dotrze na czas. Przez dwie godziny przedzierali się w ciemności przez zablokowane drogi. Pomagali wszyscy, nawet kobiety w ciąży.
WASI harcerze, to NASZE dzieci. Dziękujemy
Za heroiczną walkę o ich dzieci i pomoc, rodzice harcerzy z obozu w Suszku dziękują.
"Dziś my, rodzice, nie możemy znaleźć słów, które wyrażą naszą wdzięczność dla Was, mieszkańców Lotyń i Nowej Cerkwi, za pomoc, którą nieśliście harcerzom nocą, kiedy wraz z lasem zawalił się ich dotychczas spokojny i bezpieczny świat..."
Podkreślają, że kiedy oni spali, nie wiedząc o tym, co się dzieje, mieszkańcy pomogli, mimo niebezpieczeństwa i tego, że ich domy były zniszczone.
"Dziękujemy, iż mimo kataklizmu, który dotknął również Was, nie pozostaliście w swoich domach, ale pytając "Co z NASZYMI harcerzami?" ruszyliście w ciemność niosąc im ratunek i nadzieję, że nie są sami. Wasi harcerze to NASZE dzieci, którym my nie mogliśmy wtedy pomóc. Spaliśmy spokojnie w swoich łóżkach, nie wiedząc, że oni walczą o życie".
Rodzice zwracają uwagę na drobiazgi, które w życiu codziennym nie są istotne. Jednak tej nocy, dla ich dzieci było to bardzo ważne.
"Dziękujemy za każdą parę skarpet, która ogrzała ich przemarznięte stopy i każdy gest, który rozgrzał ich przerażone serca...W ich wspomnieniach pozostaną Wasze zatroskane twarze, kubki gorącej herbaty, ciasto, które o poranku po dramatycznej nocy smakowało najlepiej na świecie".
List został odczytany podczas Mszy Świętej w Kościele w Nowej Cerkwi. Pojawił się także na stronie gminy Chojnice i tablicach informacyjnych wsi. W ten sposób rodzice chcą dotrzeć do jak największej liczy osób. CAŁY LIST
Przekazali wyprawki
List był zaadresowany na Arkadiusza Kubczaka, sołtysa wsi Lotyń. Rodzice dzieci z łódzkiego przywieźli też wyprawki dla miejscowych dzieci poszkodowanych w nawałnicy.
- Rodzice osobiście dostarczyli list razem z darami, wyprawkami do szkół dla dzieci poszkodowanych w nawałnicy. W ten sposób chcą podziękować za pomoc - mówi tvn24.pl Kubczak.
W wyniku nawałnicy zginęły dwie harcerki
Na trzytygodniowym obozie w Suszku przebywało 130 harcerzy z łódzkiego ZHR.
Harcerze mieli wrócić do domu 16 sierpnia. W nocy z 11 na 12 sierpnia przez Pomorze przeszły gwałtowne nawałnice. Obóz w Suszku został zniszczony i odcięty od świata przez tarasujące drogę drzewa.
Tragedia w Suszku:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK/i / Źródło: TVN 24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/ Gmina Chojnice