Weszli do morza z opiekunem, zaczęli tonąć. "Te dzieciaki uratował cud"

Tym razem udało się uratować wszystkie tonące osoby
Dzieci i opiekun weszli do morza, zaczęli tonąć
Źródło: TVN24
Czerwona flaga, silne prądy wsteczne i wysokie fale. Mimo to sześć osób, w tym pięcioro dzieci, zażywało kąpieli w Bałtyku. W pewnym momencie wszyscy zaczęli tonąć. To, że potrzebują pomocy, zauważyli ratownicy Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, którzy akurat pojawili się na niestrzeżonej plaży. Wezwali wsparcie i wskoczyli do wody. Liczyły się sekundy.

- Od największej tragedii w historii wypoczynku dzieci nad morzem, te dzieciaki uratował cud: obecność patrolu ratowników wodnych na plaży niestrzeżonej - tak o sytuacji, która wydarzyła się w poniedziałek na plaży w Łebie, mówi Kacper Treder, ratownik WOPR.

Około godziny 15.45 na niestrzeżonej plaży pomocy potrzebowało sześć osób: pięcioro dzieci w wieku od 11 do 13 lat oraz ich opiekun. Byli oni członkami grupy kolonistów, która wypoczywała nad morzem. Strzeżone przez ratowników kąpielisko znajdowało się zaledwie 300 metrów od nich. Na wszystkich stanowiskach powiewały czerwone flagi, które oznaczają bezwzględny zakaz wejścia do wody.

Powód: wysokie fale oraz bardzo silne prądy wsteczne, które stwarzały realne niebezpieczeństwo i zagrożenie dla życia osób w wodzie. Mimo to sześcioosobowa grupa weszła do wody. To, że toną dostrzegli ratownicy, którzy ze względu na trudne warunki postanowili sprawdzić, co dzieje się na niestrzeżonej plaży.

OGLĄDAJ: "Jesteśmy w czołówce. Tej tragicznej". Co zrobić, by nie utonąć?
pc

"Jesteśmy w czołówce. Tej tragicznej". Co zrobić, by nie utonąć?

Ten i inne materiały obejrzysz w subskrypcji

"Za wszelką cenę starali się jak najszybciej dotrzeć do poszkodowanych"

- W tamtym momencie sytuacja była taka, że oni znajdowali się w drugiej fazie tonięcia, czyli jeszcze utrzymywali się jakoś na powierzchni wody. Ratownicy szybko nadali komunikat o tej sytuacji i podjęli decyzję o wejściu do wody i rozpoczęciu działań ratunkowych. Za wszelką cenę starali się jak najszybciej dotrzeć do poszkodowanych i mieli to szczęście, że na miejscu byli na tyle szybko, że żadna z tych osób jeszcze nie zniknęła w toni wodnej. Udało się wszystkich utrzymać na powierzchni do czasu dotarcia wsparcia - opowiada Treder.

Tym razem udało się uratować wszystkie tonące osoby
Tym razem udało się uratować wszystkie tonące osoby
Źródło: Gniewiński WOPR

Dopiero, gdy pojawiło się wsparcie możliwa była próba wyciągnięcia poszkodowanych na brzeg. Łącznie w ratowanie sześciu osób zaangażowanych było 10 ratowników WOPR.

- To też nie jest tak, że w chwili akcji ktoś naciska magiczny guzik i nagle Bałtyk staje się spokojny. Ci ratownicy byli narażeni na działanie prądów wstecznych, wysokiej fali. A trzeba też pamiętać, że tonący nie zachowują się racjonalnie, próbują walczyć o swoje życie. Opanowanie już jednej takiej osoby to wielkie wyzwanie. Poza wielkim profesjonalizmem mieliśmy tu też do czynienia z tak zwanym ratowniczym szczęściem - mówi ratownik.

Koordynator kąpieliska nie ma wątpliwości, że gdyby patrol przeszedł tamtędy chwilę wcześniej czy chwilę później, to dzisiaj mówilibyśmy o olbrzymich tragediach.

Jedno dziecko trafiło do szpitala

Szczęśliwie, wszystkie uratowane osoby były przytomne i miały zachowane funkcje życiowe. Wszystkim udzielono pierwszej pomocy. - Dwie dziewczynki faktycznie przez jakiś czas były pod wodą. Istniało podejrzenie, że że gdzieś woda mogła znaleźć się w ich w górnych drogach oddechowych. Dlatego wezwano dwie karetki - relacjonuje ratownik.

Ostatecznie zapadła decyzja o przetransportowaniu do szpitala jednej dziewczynki.

Jak wygląda tonięcie? Etapy
Jak wygląda tonięcie? Etapy
Źródło: tvn24.pl

Policja sprawdza

- Z naszych ustaleń wynikało, że sześć osób weszło do morza, pomimo tego, że od paru dni jest czerwona flaga, czyli kategoryczny zakaz wchodzenia do wody oraz weszli w miejscu, gdzie plaża jest niestrzeżona - podkreśla aspirant sztabowa Magdalena Zielke z policji w Lęborku. I dodaje, że czerwone flagi i informacje służb są niestety często bagatelizowane. - Apelujemy do wszystkich, którzy wypoczywają nad morzem respektowali te informacje.

Jak podkreśla policjantka, sprawdzane będzie, czy opiekun nie naraził życia i zdrowia dzieci. Jeśli okaże się, że tak było, może mu grozić do pięciu lat więzienia.

Ratownik WOPR: liczyły się sekundy

- To, co się wydarzyło na tej plaży, to jest ewidentny brak znajomości przepisów, brak znajomości zasad bezpiecznego wypoczynku nad wodą, brak zdrowego rozsądku i te wszystkie braki były w uosobieniu czy to kierownika, czy opiekunów tych kolonii. Te dzieci nie zostały tam zrzucone z samolotu, nie wypadły ze statku, ktoś po prostu świadomie wprowadził je do wody i naraził na niebezpieczeństwo - podsumowuje Treder.

Jak mówi, sam zajmuje się ratownictwem wodnym od 21 lat, a w Łebie pracuje od siedmiu. Niejedno już widział i na swoim koncie ma setki akcji ratowniczych. - Sytuacja, w której były te dzieci, to już były tak naprawdę sekundy, kiedy one by zniknęły pod wodą i prowadzilibyśmy działania poszukiwawczo-ratownicze, a szukanie choćby części nawet z tych osób pod wodą, to już szanse na przeżycie są bliskie zera - dodaje.

Ratownicy WOPR nieustannie apelują do plażowiczów o zdrowy rozsądek i stosowanie się do poleceń.

Od 1 kwietnia w Polsce utonęło 161 osób.

TVN24 HD
Dowiedz się więcej:

TVN24 HD

Czytaj także: