Próbowały schronić się przed ogniem w łazience. Zmarły w niej razem: 31-latka i jej trzy córki. Zaczadziły się. Przed sądem stanął ich sąsiad Eugeniusz S., który po alkoholu miał spowodować pożar.
We wtorek przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy rozpoczął się proces w sprawie śmierci czterech osób: matki i jej trzech córek. Zdaniem Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy przyczynić się do tego miał ich sąsiad, który kompletnie pijany miał doprowadzić do pożaru, w czasie którego kobieta z dziećmi zmarła.
– Wiem, że to dla państwa niewiele znaczy, ale szczerze chciałem przeprosić. Nigdy nikomu w życiu nie zrobiłem krzywdy, a to był po prostu wypadek – zwrócił się w trakcie procesu do rodziny zmarłych Eugeniusz S. - Bardzo ich lubiłem. Przepraszam bardzo. Śnią mi się po nocy – dodał.
Jednak dziadek dziewczynek nie wierzy w skruchę oskarżonego. – Ja też bym tak mówił, żeby jak najmniej dostać (więzienia - red.) - mówił nam podczas procesu. Chce, by mężczyzna został surowo ukarany. Głos mu się łamie, gdy opowiada, jak wciąż przeżywa tragedię. - Te dzieci powinny się cieszyć życiem - mówi.
Pijany zasnął, kuchenkę zostawił "bez nadzoru"
Tragiczny pożar wybuchł 28 października 2019 roku około godziny 12.30 na poddaszu kamienicy w Inowrocławiu (Kujawsko-Pomorskie). Zginęła wtedy 31-letnia kobieta i jej trzy córki: trzymiesięczna Lena, czteroletnia Zuzia i pięcioletnia Oliwia. Wszystkie, jak stwierdzili biegli, zatruły się czadem.
- Z naszych ustaleń wynika, że podejrzany, będąc pod znacznym wpływem alkoholu, chciał przygotować sobie posiłek. Wstawił garnek na kuchenkę gazową i usnął. Ta kuchenka była bez dozoru. Doszło do zajęcia się garnka, do powstania pożaru, który rozprzestrzenił się w kuchni, a następnie doszło do rozwoju rozprzestrzeniania się produktów spalania, czyli czadu, poza to mieszkanie - mówi Agnieszka Adamska-Okońska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy.
Kluczowa opinia biegłych potwierdziła, że to w mieszkaniu 60-latka najpierw pojawił się ogień. Sąsiad ofiar w chwili zdarzenia miał blisko trzy promile alkoholu w organizmie. Jak większość mieszkańców, którzy byli w tym momencie w budynku, ewakuował się sam. 31-latka próbowała ratować swoje córki, ale ogień i gęsty dym odcięły im drogę ucieczki.
- Podczas tego typu pożarów, kiedy wchodzi się do budynku, możemy wziąć swoją rękę przed twarz i my tej ręki nie będziemy widzieć, jest tak duże zadymienie – tłumaczył nam wtedy starszy kapitan Arkadiusz Piętak z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Toruniu.
Od razu się przyznał
Kobieta ukryła się z dziećmi w łazience w domu. Strażacy, którzy zjawili się na miejscu po kilku minutach, wynieśli je już nieprzytomne i reanimowali przez kilkadziesiąt minut. Niestety nie udało się ich uratować.
- Otrzymaliśmy opinię z czterech sekcji zwłok i w każdym z tych wypadków biegły uznał, że przyczyną śmierci było zatrucie produktami spalania, potocznie mówiąc czadem - mówi prokurator Agnieszka Adamska-Okońska.
Mężczyzna już w październiku 2019 roku usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania pożaru, którego następstwem była śmierć czterech osób. Grozi mu za to do ośmiu lat więzienia.
- Mężczyzna przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Złożył krótkie wyjaśnienia, zbieżne z ustaleniami w śledztwie - opowiadała nam Adamska-Okońska po pierwszym złożeniu wyjaśnień przez Eugeniusza S.
Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24