Jeden z mężczyzn, który pod koniec czerwca tego roku protestował po spotkaniu Jarosława Kaczyńskiego z wyborcami w Inowrocławiu (Kujawsko-Pomorskie), usłyszał zarzut znieważenia funkcjonariusza policji. Wobec podejrzanego i innych osób policja użyła z bliskiej odległości miotacza gazu. Wcześniej prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie działań funkcjonariuszy.
Do zdarzenia doszło 26 czerwca tego roku w trakcie spotkania prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z sympatykami jego partii w Inowrocławiu. W okolicach sali, gdzie odbywała się konferencja, zgromadziła się grupa skandujących osób. Kiedy szef Prawa i Sprawiedliwości wchodził na spotkanie i wychodził z niego, protestujący wykrzykiwali krytyczne wobec niego hasła.
W pewnym momencie policja użyła z bliskiej odległości wobec protestujących gazu, co zarejestrowała kamera TVN24. We wrześniu tego roku Prokuratura Okręgowa w Słupsku poinformowała, że nie będzie śledztwa w sprawie użycia gazu wobec przeciwników Prawa i Sprawiedliwości. Według śledczych policjanci działali w granicach prawa, w szczególności na podstawie ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej oraz nie popełnili przestępstwa.
Czytaj także w Konkret24: Użycie gazu podczas manifestacji "zwykłym odruchem"? To sprzeczne z ustawą i policyjnym szkoleniem
Zarzuty z kolei - jak relacjonuje Mariusz Sidorkiewicz, reporter TVN24 - usłyszał jeden z protestujących mężczyzn. Postępowanie w tej sprawie prowadzi policja w Żninie, która postawiła podejrzanemu zarzut znieważenia funkcjonariusza policji.
Mężczyzna nie przyznał się do winy. Możliwe, że więcej osób usłyszy jeszcze w tej sprawie zarzuty.
Gazem w protestujących
Protest przeciwników Prawa i Sprawiedliwości oraz moment użycia gazu zarejestrowała kamera TVN24. Na nagraniach widać między innymi, jak dwóch mężczyzn stoi bezpośrednio przed policjantami - jeden z tych mężczyzn kłóci się z nimi, zwracając się do zamaskowanego policjanta w ciemnych okularach przeciwsłonecznych. Mężczyzna używa wulgaryzmów. Funkcjonariusz odpycha go i towarzyszącego mu drugiego mężczyznę, po czym używa wobec tłumu gazu łzawiącego. Już po użyciu gazu przez policjanta słychać komunikat wypowiedziany przez jednego z funkcjonariuszy: "Wykonywać polecenia, bo użyjemy środków przymusu".
Jednego z mężczyzn później skuto kajdankami i zatrzymano. Jak opowiadał "Gazecie Wyborczej", miano używać wobec niego przemocy, mimo że stosował się do poleceń funkcjonariuszy.
Wielu ekspertów, którzy komentowali tę sprawę - w tym Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, wykładowca prawa z Uniwersytetu Warszawskiego - stwierdziło, że nie było powodów użycia środków przymusu bezpośredniego.
- Moim zdaniem to wyglądało bardzo źle, a nawet dramatycznie niezgodnie z przepisami - ocenił Kładoczny. - Nie mieliśmy do czynienia z agresją, poza agresją słowną oczywiście, ze strony ludzi przeciwko funkcjonariuszom. Nie wyglądało nawet na to, żeby miało dojść do jakichś rękoczynów. Przeciwnie, jak widać z materiału TVN24, to policjanci odpychali. Niewykonanie natychmiast polecenia spowodowało, jak widzieliśmy, uderzenie gazem pieprzowym. Zupełnie niepotrzebne. Policjanci muszą być przygotowani na to, że nie wszyscy ich lubią – oceniał.
Oświadczenie policji
27 czerwca oświadczenie w sprawie zdarzenia wydała kujawsko-pomorska policja. Jak podkreślono, "podczas zabezpieczenia w Inowrocławiu policjanci wydawali polecenia i ostrzeżenia o użyciu siły fizycznej oraz miotacza gazu".
"Pomimo wielokrotnie powtarzanych, jasnych i zrozumiałych poleceń wydawanych wobec osób, które podchodziły do kordonu funkcjonariuszy, aby te odsunęły się na bezpieczną odległość, osoby te nie reagowały, stawiając bierny opór, podchodząc coraz bliżej. Policjant, oceniając na miejscu sytuację, zastosował gradację używanych środków przymusu od siły fizycznej, która nie przyniosła oczekiwanego rezultatu, do użycia ręcznego miotacza gazu" - napisano w komunikacie.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24