Właściciel jednej z restauracji w Gdańsku mówi, że opłaty za prąd i gaz wzrosły mu o ponad 100 procent. - Nie mamy pewności, czy ktoś ma jakiś plan na to, żebyśmy my mogli działać normalnie. Nam nie chodzi o to, żeby nam coś dawać, tylko żeby nam nie zabierać za dużo - tłumaczy pan Szymon.
Szymon Haase w swojej restauracji sprzedaje hot dogi. Jak mówi, kiedyś za gaz płacił miesięcznie 800 złotych, teraz przychodzą rachunki na kwotę dwóch tysięcy. Podobnie wyglądają opłaty za prąd - kiedyś płacił 3700 złotych, teraz prawie sześć tysięcy.
- Gdzieś tam z tyłu głowy pojawia się niepokój, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli. Wydaje nam się, że w obecnej sytuacji nie jesteśmy bezpieczni - komentuje pan Szymon.
"Nie chodzi o to, żeby nam coś dawać, tylko żeby nam nie zabierać za dużo"
Właściciel restauracji dodaje, że nie dostają żadnej pomocy od państwa.
- Widzimy, co się dzieje na świecie, widzimy, co się dzieje w Polsce. Nie mamy pewności, czy ktoś ma jakiś plan na to, żebyśmy my mogli działać normalnie. Nam nie chodzi o to, żeby nam coś dawać, tylko żeby nam nie zabierać za dużo - tłumaczy.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24