Proces Jacka S. i jego żony Teresy S. zakończył się w ekspresowym tempie. Mężczyzna był oskarżony o gwałt na swojej 8-miesięcznej siostrzenicy, a kobieta o narażenie życia lub zdrowia dziecka. Sami zaproponowali dla siebie kary.
Proces przez elbląskim Sądem Okręgowym rozpoczął się czwartek o godz. 9.00. Zakończył się już na pierwszej rozprawie.
- Ze względu na okoliczności jawność procesu została wyłączona - powiedziała Dorota Zientara, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Elblągu.
Oskarżony zaproponował dla siebie 9 lat więzienia. Według przepisów maksymalna kara, jaka mu groziła, to 12 lat. Już o godz. 11.00 sąd ogłosił wyrok i skazał mężczyznę właśnie na 9 lat.
Żona Jacka S., Teresa S., oskarżona o narażenie dziecka na utratę zdrowia lub życia, została skazana na 9 miesięcy pozbawienia wolności. Taką karę sama dla siebie zaproponowała.
Konieczna była operacja
8-miesięczna dziewczynka we wrześniu ubiegłego roku przez kilka tygodni była pod opieką cioci i wujka, których o pomoc poprosiła matka dziecka. Kobieta stwierdziła, że jest niewydolna finansowo i nie jest w stanie zaopiekować się córką.
W nocy 15 września do jednej z miejscowości koło Elbląga (woj. warmińsko-mazurskie) została wezwana karetka pogotowia. Wezwała ją ciotka 8-miesięcznej dziewczynki. Dziecko miało "źle się poczuć" i krwawić.
Lekarze, widząc rany narządów płciowych, natychmiast zawiadomili policję. Dziecko trafiło na oddział chirurgii do szpitala dziecięcego w Olsztynie. Konieczny był zabieg chirurgiczny.
"Przeciętna rodzina"
Jak dowiedzieli się dziennikarze TVN 24, rodzina od kilku lat korzystała z pomocy Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Elblągu. Dyrektor tej placówki twierdził, że do tej pory z nie było z nią żadnych problemów.
- To przeciętna rodzina. Nie mieli kłopotów alkoholowych ani nie dostawaliśmy na nich skarg. Można powiedzieć, że są niewydolni wychowawczo, dlatego przydzieliliśmy im asystenta rodziny, ale nie ma to żadnego związku z zarzutami, jakie usłyszał Jacek S. - mówił Zbigniew Pawłowski, dyrektor GOPS-u w Elblągu.
"Nie było żadnych sygnałów"
Pracownicy placówki pomagali rodzinie, żeby nie dopuścić do sytuacji, w której konieczne by było np. odebranie dzieci lub interwencja kuratora. Jak twierdził Pawłowski, asystent rodziny dobrze znał sytuację swoich podopiecznych i nigdy nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń. Tym bardziej pracownicy ośrodka nie mogą uwierzyć w to, co miało spotkać 8-miesięczną dziewczynkę.
- Jesteśmy w szoku. Nie było żadnych sygnałów, które wskazywałyby, że może dojść do czegoś takiego. Pani S. opiekowała się dziećmi najlepiej, jak umiała – tłumaczył Pawłowski.
Większość mieszkańców kamienicy przekonuje, że nie miało pojęcia co działo się za drzwiami ich sąsiadów. - Normalnie odprowadzali dzieci do szkoły. To jest szok. Nie wiem co mam powiedzieć - mówiła pani Zofia, która mieszka w tej samej klatce.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws/lulu / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24