Cztery osoby odpowiedzą przed sądem za tragiczny finał otrzęsin na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym w Bydgoszczy. Podczas studenckiej imprezy zginęły trzy osoby. Wśród oskarżonych są: rektor uczelni i jego zastępca, przewodnicząca samorządu studenckiego oraz szef ochrony. Nikt nie przyznaje się do winy. Grozi im od 2 do 8 lat więzienia.
W Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy ruszył proces dotyczący tragedii na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym. To tam w październiku 2015 roku, podczas hucznej imprezy życie straciło troje studentów. Ofiary staranował napierający tłum w ciasnym łączniku między dwoma budynkami. Zdaniem śledczych impreza odbyła się z pogwałceniem zasad bezpieczeństwa. Popełniono też wiele błędów organizacyjnych.
Z uczelni na ławę oskarżonych
Na ławie oskarżonych zasiadly cztery osoby. Najpoważniejszy zarzut, bo nieumyślnego spowodowania śmierci oraz narażenia życia wielu osób usłyszała ówczesna przewodnicząca samorządu oraz szef ochrony. Przewodnicząca nie zasięgnęła opinii jak zorganizować imprezę. Grozi im do 8 lat więzienia.
Przed sądem odpowie również poprzedni rektor uczelni i jego zastępca. Usłyszeli oni zarzuty niedopełnienia obowiązków oraz przekroczenia uprawnień, za co grożą 2 lata pozbawienia wolności. Chodzi o to, że nie zadbali, by na uczelni powstały specjalne procedury dotyczące tak dużych imprez.
Żadna z tych osób nie przyznała się do winy. - Każdy składał wyjaśnienia, które miały stanowić ich linię obrony. Oczywiście one się różniły od siebie w zależności od tego, kto jaką odgrywał rolę - wyjaśnił Piotr Dunal z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ.
Na czwartek zaplanowano m.in. wysłuchanie wyjaśnień. Na sali sądowej pojawili się rodzice studentów, którzy zginęli. To dla nich trudny dzień, bo powracają tragiczne wspomnienia. - Spodziewamy się sprawiedliwości. Nie chcemy, żeby ukarano młodą dziewczynę (byłą przewodniczącą samorządu studenckiego) tylko ludzi, którzy naprawdę są odpowiedzialni za uniwersytet i sprawują opiekę nad tymi, którzy tam studiują - powiedziała matka jednej z ofiar.
Jedyną osobą, która wyraziła skruchę była Ewa Ż. - Była przewodnicząca samorządu przeprosiła i powiedziała, że osoby, które zginęły, to byli także jej koledzy - mówi Mariusz Sidorkiewicz, reporter TVN24, który od początku zajmuje się tą sprawą.
Zginęły trzy osoby
Tragedia wydarzyła się w nocy z 14 na 15 października 2015 roku podczas otrzęsin na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym. W łączniku pomiędzy dwoma budynkami, w których odbywała się impreza, skupiło się wiele osób i w pewnym momencie zaczęły się tratować. Bezpośrednio po wypadku hospitalizowanych zostało kilkunastu uczestników imprezy. Krótko po przewiezieniu do szpitala zmarła 24-letnia studentka, a po trzech dniach, również w szpitalu, zmarł 19-letni student. 1 listopada ub.r. zmarła kolejna osoba poszkodowana podczas imprezy - 20-letnia studentka.
Dlaczego doszło do tragedii?
Z ustaleń śledztwa wynika, że otrzęsiny były tzw. imprezą masową i nie mają tu zastosowania przepisy dotyczące uczelni, bo od uczestników pobierano opłaty. W tej sytuacji konieczne było wystąpienie o pozwolenie do prezydenta miasta, a także otrzymanie opinii straży pożarnej, powiadomienie policji i zapewnienie obecności służb medycznych. - Tę imprezę zorganizowano łamiąc wszystkie możliwe przepisy - tłumaczył prokurator Dunal.
W śledztwie ustalono też, że jedyne drzwi ewakuacyjne w budynku, gdzie odbywały się otrzęsiny, były zamknięte. Według ustaleń policji w imprezie na UTP brało udział ok. 1,2 tys. studentów. Władze uczelni informowały, że w imprezie uczestniczyło ok. tysiąca osób, a jednocześnie w budynkach mogło przebywać ok. 700-800 osób.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/i / Źródło: TVN24 Pomorze