Kilkadziesiąt jednostek wędkarstwa rekreacyjnego zablokowało na dwie godziny porty w Kołobrzegu, Ustce, Darłowie, Rowach, Łebie i we Władysławowie. Wszystko przez unijną dyrektywę, która od stycznia 2020 roku zakazuje połowów dorsza we wschodniej części Bałtyku. Właściciele kutrów chcą wsparcia finansowego od państwa. - Nie będziemy mieli co jeść. Nie ma możliwości zarobkowania - tłumaczy Waldemar Giżanowski, jeden z protestujących.
Jednostki wypłynęły około godziny 10. Blokada portów trwała dwie godziny.
Jak mówią armatorzy, był to protest ostrzegawczy. Chcą zwrócić uwagę rządu na swojego problemy. Od stycznia 2020 roku, zgodnie z dyrektywą unijną, będzie obowiązywał zakaz połowów dorsza we wschodniej części Bałtyku. Ma to na celu ochronę tego gatunku, jednak przez to armatorzy rybołówstwa rekreacyjnego stracą pracę.
Waldemar Giżanowski ze Stowarzyszenia Armatorów Jachtów Komercyjno-Sportowych w Kołobrzegu twierdzi, że w Polsce jest około 250 jednostek wędkarskich, a z niektórych utrzymują się nawet trzy - cztery rodziny.
Armatorzy rozmawiali wcześniej z przedstawicielami Ministerstwa Gospodarki Morskiej. Mieli wspólnie znaleźć rozwiązanie problemu.
- Po wyborach, na ostatnim spotkaniu, dowiedzieliśmy się, że niczego nie ma - mówi Giżanowski. - Na pytanie, co mamy robić po styczniu 2020, nastąpiło milczenie, stąd nasz protest, nasza determinacja, ponieważ my, nasze załogi, mówiąc kolokwialnie, nie będziemy mieli co jeść. Nie ma możliwości zarobkowania - dodaje.
Armatorzy chcieliby rekompensat od rządu za okres postoju albo odpraw za zezłomowanie jednostki i przebranżowienie się.
Bałtyckie dorsze wymierają
Bałtycki dorsz od lat nie może się odrodzić. Zła kondycja gatunku czy brak występowania tej ryby w strefie przybrzeżnej to poważny problem, na który ekolodzy zwracają uwagę od lat. Ograniczenie połowów ma dać szanse na odrodzenie się stada. Jeszcze w lipcu KE wprowadziła zakaz połowów dorsza we wschodniej części Morza Bałtyckiego obowiązujący do końca br., wskazując, że załamanie się tego stada miałoby katastrofalne skutki dla źródeł utrzymania wielu rybaków. W połowie października ministrowie państw UE odpowiedzialni za sprawy rybołówstwa uzgodnili prawie całkowity zakaz wyławiania dorsza w ważnej dla polskich rybaków wschodniej części Morza Bałtyckiego. Ma to pomóc w odbudowie stada. "Sytuacja dorsza atlantyckiego ze wschodniej części Morza Bałtyckiego jest krytyczna – naukowcy informują nas, że utrata liczebności tego stada związana z presją środowiskową jest trzy razy większa niż ubytki wskutek połowów. Nigdzie indziej w Europie nie mamy do czynienia z podobnym kryzysem" - zaznaczył cytowany w komunikacie unijny komisarz ds. środowiska, gospodarki morskiej i rybołówstwa Karmenu Vella. KE podkreśliła, że ograniczenie niemal do zera połowów dorsza to konieczny krok, ale jest świadoma, że zakaz oznacza poważne i nieuniknione straty dla flot i społeczności rybackich, które od dawna poławiają tę rybę w Bałtyku. Propozycja KE umożliwia zainteresowanym państwom członkowskim – pod pewnymi warunkami – przeznaczenie części niewykorzystanych środków Europejskiego Funduszu Morskiego i Rybackiego na pomoc dla właścicieli statków, którzy poławiali wschodniobałtyckiego dorsza i chcą teraz trwale wycofać swoje jednostki z eksploatacji. Komisja proponuje oprócz tego zaostrzenie kontroli rybaków. Począwszy od 2020 r. statki poławiające dorsza we wschodniej części Morza Bałtyckiego mają być wyposażone w satelitarny system monitorowania statków lub inny elektroniczny system monitorowania. Oprócz tego co najmniej 20 proc. tych statków powinno zabierać na pokład obserwatorów. Środki te mają pomóc naukowcom zebrać więcej danych na temat kondycji tego stada i wpływu, jakie mają na nie połowy. Szacuje się, że wschodnie stado dorsza nie zdoła się odbudować przed 2024 r. nawet w przypadku całkowitego wstrzymania połowów.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK/ks / Źródło: TVN24/PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24