Sąd zabrał głos w sprawie ograniczenia praw rodzicielskich rodzicom, którzy po wydaniu tej decyzji uciekli ze szpitala z noworodkiem. - Rodzice odmówili nawet badań krwi, a ich działania zagrażały życiu dziecka – twierdzi przedstawiciel sądu. Zarzuty rodziców wobec sądu nazwał kłamstwami.
- Sąd bardzo poważnie podszedł do wydania tej decyzji. Skonsultował się z kilkoma lekarzami, między innymi wojewódzkimi konsultantami do spraw hematologii i neonatologii – twierdzi sędzia Sławomir Przykucki z Sądu Okręgowego w Koszalinie. – Zarzut, że nie pozwoliliśmy rodzicom na wypowiedzenie się, jest kłamstwem. Rozprawa odbywała się w szpitalu, by umożliwić matce udział w niej. Odmówiła, ale za to ojciec przedstawił ich stanowisko – opowiada sędzia.
Wszystko zgodnie z naturą?
Przykucki odniósł się w ten sposób do wideo opublikowanego w internecie, na którym mężczyzna podający się za ojca, przedstawia inną wersję wydarzeń. Twierdzi między innymi, że nikt nie chciał wysłuchać ich postulatów, nie konsultował się z nimi.
- Ojciec był obecny podczas rozprawy i przedstawił takie stanowisko, że rodzice chcą, by wszystko odbywało się zgodnie z naturą – mówi Przykucki.
- To jest zanegowanie wszystkiego, co daje dzisiejsza medycyna, medycyna XXI wieku. Przy czym mama tego dziecka skorzystała ze wszystkich dobrodziejstw tej medycyny, natomiast dziecku wszystko ucięła – komentowała sytuację na antenie TVN24 Aneta Górska-Kot, ordynatorka oddziału pediatrycznego ze Szpitala przy Niekłańskiej w Warszawie.
Ryzyko krwotoków
Sąd głównie skupił się na braku zgody na podanie witaminy K. – Zdaniem specjalistów jest to konieczne, szczególnie, że dziecko było wcześniakiem i miało niedowagę. Brak podania witaminy może skutkować wylewami, które mogą nawet zagrażać życiu dziecka – opowiada sędzia i dodaje, że witamina K jest całkowicie nieszkodliwa i może być podana zarówno doustnie, jak i domięśniowo.
- Rodzice nie pozwolili nawet na pobranie krwi. To wszystko spowodowało, że konieczne było zwołanie posiedzenia jak najszybciej – tłumaczy Przykucki. Podkreśla, że decyzja ograniczenia praw rodzicielskich nie oznaczała odebrania dziecka rodzicom i została wydana tylko tymczasowo.
Innym ważnym faktem podanym przez sędziego jest to, że lekarze zgodzili się z rodzicami odnośnie nie obmycia dziecka przez kilkanaście godzin po porodzie. - Dłuższa odmowa groziła jednak według specjalistów zakażeniem - wyjaśnia Przykucki.
Ryzykowny krok
W piątek 15 września tuż przed godz. 16 rodzice wcześniaka uciekli ze szpitala. Niecałą godzinę wcześniej wręczono im decyzję sądu o ograniczeniu władzy rodzicielskiej wobec dziewczynki, która urodziła się dzień wcześniej. O ograniczenie tych praw wnioskował lekarze szpitala.
- Obawialiśmy się o zdrowie noworodka. Trzeba było się porozumieć, a tu nie było tego porozumienia w najmniejszym stopniu – komentuje sytuację Roman Łabędź, kierownik oddziału ginekologiczno-położniczego szpitala "Centrum Dializa" w Białogardzie.
- Rodzice odmówili wykonywania jakichkolwiek czynności wobec dziecka. Na przykład nie mogliśmy go obmyć z wydzieliny poporodowej i krwi czy zakropić mu oczu – tłumaczy doktor Łabądź. - Pediatrzy długo rozmawiali z matką. Miała, podobnie jak ojciec dziecka, inne podejście w stosunku do współczesnej medycyny. Byli przeciwnikami szczepień, a oczy chcieli zakrapiać mlekiem matki – opowiada ordynator.
Lekarze zaprotestowali
Brak zgody na jakiekolwiek czynności, choćby higieniczne, w stosunku do noworodka wzbudził sprzeciw personelu. - Nie mogliśmy pozwolić, by dziecku coś się stało na terenie szpitala – denerwuje się Łabędź.
Szpital wystąpił do sądu rodzinnego w Białogardzie. – Inaczej nie mogliśmy, wbrew woli rodziców, wykonać badań, czy podać dziecku leków. Pediatrzy uważali, że te czynności muszą być wykonane. Jeśli te badania nie są wykonane, to tracimy kontrolę nad stanem zdrowia dziecka – kontynuuje lekarz.
Ordynator podkreśla, że konieczne jest choćby wykonanie badań na poziom bilirubiny, by wykluczyć żółtaczkę. Dziewczynka urodziła się w 37. tygodniu ciąży, była wcześniakiem, więc powinna być starannie przebadana i pozostawać pod opieką lekarzy.
To paradoks. Pacjentka zgadzała się, żeby leczyć ją, jej można było podać leki, ale dziecku już nie Roman Łabędź, kierownik oddziału ginekologiczno-położniczego szpitala "Centrum Dializa" w Białogardzie
Rodzice poszukiwani
Pacjentka to 27-letnia kobieta. Według lekarzy wydawała się miłą osobą. Zgadzała się na wszystkie czynności medyczne w stosunku do swojej osoby, na przykład podawanie jej leków przeciwbólowych. Poród również odbył się bez kłopotów. Dopiero po porodzie zaczął się konflikt.
Policja poszukuje rodziców. Młodsza aspirant Karolina Rykaczewska ze szczecińskiej policji potwierdziła, że doszło do zabrania dziecka przez rodziców ze szpitala w Białogardzie. Dodała, że "obecnie wykonywane są czynności pod nadzorem prokuratury, które zmierzają do tego, by to zdarzenie zakończyło się w pozytywny sposób". Zachodzi podejrzenie, że rodzice będą próbowali uciec do Norwegii, gdzie żyją od pewnego czasu.
Prokuratura Okręgowa w Koszalinie nie udzieliła żadnych informacji w tej sprawie. Rzecznik "Centrum Dializa" z Sosnowca, do którego należy placówka, Witold Jajszczok, powiedział, że rodzice sprzeciwiali się przeprowadzeniu takich czynności, jak między innymi "osuszeniu dziecka, ogrzaniu pod napromiennikiem ciepła, wytarciu z mazi płodowej, kąpieli dziecka w oddziale, podaniu witaminy K domięśniowo lub doustnie, szczepieniom ochronnym, ewentualnemu dokarmianiu dziecka, gdyby tego wymagało, wykonaniu badań przesiewowych, profilaktyce zakażenia przedniego odcinka oka (inaczej zabieg Credego)".
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa/gp / Źródło: TVN24 Szczecin
Źródło zdjęcia głównego: tvn24