Długi na około 130 centymetrów pyton królewski zaczął zrzucać rzeczy z mebli w jednym ze szczecińskich mieszkań. - Do pokoju wbiegła wystraszona kobieta, która jednak nie spanikowała i poduszką spychała gada do narożnika pokoju - opowiada Paweł Frąckiewicz z Fundacji Egalismo w Szczecinie, która odłowiła pytona.
O tym, że w bloku na osiedlu Przyjaźni w Szczecinie komuś uciekł pyton z terrarium, przedstawiciele Fundacji Egalismo zostali zaalarmowani już w piątek, 18 sierpnia. - Dostaliśmy zdjęcie wykonane przez jednego z mieszkańców. Widać na nim było węża, ale jego sylwetka była niewyraźna. Trudno było też ocenić, jak duży jest to gad. Baliśmy się, że to może być boa dusiciel - mówi Paweł Frąckiewicz z Fundacji Egalismo w Szczecinie.
W piątek na miejsce wysłany został patrol policji, który jednak - pomimo długich poszukiwań - nie namierzył węża.
- Ponieważ przed blokiem nie było węża, który padłby gdzieś pod budynkiem, byliśmy przekonani, że wszedł do jednego z lokali przez okno lub balkon. Kwestią czasu było to, kiedy ktoś namierzy dzikiego lokatora - opowiada Frąckiewicz.
Po dwóch dniach do policji zadzwoniła lokatorka jednego z mieszkań, która zaalarmowała, że w domu znalazła dużego węża.
- W niedzielę wieczorem kobieta położyła się do łóżka. Nagle usłyszała, że z mebli w dużym pokoju spadają kolejne rzeczy - relacjonuje rozmówca tvn24.pl.
Zepchnięty poduszką do narożnika
Kiedy kobieta zapaliła światło, zobaczyła długiego na około 130 centymetrów pytona królewskiego. - Zaalarmowała służby, ale nie straciła zimnej krwi. Za pomocą poduszki spychała go do narożnika mieszkania, tak żeby łatwo go było odłowić - opowiada Frąckiewicz.
On sam na miejscu pojawił się niedługo potem. - Odławianie trwało kilka sekund. Właścicielka lokalu, w którym zadomowił się pyton, była wystraszona. Uspokoiliśmy ją tym, że pyton królewski nie ma jadu. Ewentualne ugryzienie można porównać do ugryzienia kota czy niewielkiego psa - wyjaśnia.
Dziki lokator
Frąckiewicz przekazuje, że pyton prawdopodobnie mieszkał u szczecinianki od piątku. - Kobieta najpewniej nie wiedziała, że od kilku dni mieszkała z pytonem królewskim. Węże potrafią tygodniami pozostawać niezauważone. Potrafią się zwinąć w kłębek wielkości dwóch pięści. Podejrzewam, że po konstrukcji balkonów dostał się do mieszkania i znalazł tam schronienie przed słońcem - przekazuje rozmówca tvn24.pl. I dodaje: - Gady potrafią schować się w szafie, wślizgnąć się do szuflady z bielizną i tam długo pozostawać niezauważone.
Kwarantanna
Rozmówca tvn24.pl przekazuje, że odłowiony wąż ma trzy lata albo więcej. Tłumaczy, że od pewnego momentu rozwoju ocenienie wieku gada bywa problematyczne.
- Mówimy o zwierzęciu dobrze utrzymanym, które ostatni posiłek zjadło kilka dni przed odłowieniem. Obecnie gad jest na miesięcznej kwarantannie. Nikt na razie nie przyznał się, komu wąż uciekł z terrarium. To najbardziej prawdopodobny scenariusz, bo pyton królewski jest jednym z najpopularniejszych węży hodowlanych - podkreśla przedstawiciel Fundacji Egalismo.
Co dalej stanie się z pytonem? Paweł Frąckiewicz zapowiada, że - o ile nie zgłosi się właściciel - gad zostanie nowym podopiecznym fundacji.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fundacja Egalismo