- Tylko kunszt, ogromne doświadczenie i refleks tego pilota sprawiły, że nie doszło do tragedii - mówi o niebezpiecznej sytuacji na lądowisku w Bornem Sulinowie dyrektor Aeroklubu Szczecin-Dąbie Renata Kostkiewicz. W momencie gdy dwupłatowiec startował, na jego pasie zaczął manewrować śmigłowiec. Maszyny niemal zderzyły się w powietrzu.
Do zdarzenia doszło 16 sierpnia w Bornem Sulinowie (woj. zachodniopomorskie), gdzie w dniach 15-18 sierpnia odbywał się Międzynarodowy Zlot Pojazdów Militarnych. Imprezie towarzyszyły pokazy na lotnisku.
Nagranie pokazujące niebezpieczne zdarzenie opublikowała w mediach społecznościowych Ewelina Tabaka. Na filmie widać, że niewiele zabrakło, by śmigłowiec i samolot AN-2 zderzyły się w powietrzu. "Było blisko" - napisała kobieta. Udało nam się do niej dotrzeć.
- Tam stały helikoptery w rzędzie. Startując cofały i stawały na pasie startowym. W międzyczasie z tego pasa korzystały dwa samoloty dwupłatowe. W pewnym momencie obydwie te maszyny chciały się wzbić w niebo. Wyglądało, jakby nie było komunikacji między nimi - opisuje w rozmowie z tvn24.pl.
Na nagraniu widać, że pilot AN-2 podnosi i przechyla na lewo maszynę. Ruch w dół, prawdopodobnie spóźniony, wykonuje też pilot śmigłowca. Mijają się bezkolizyjnie.
Jak mówi autorka nagrania, wszystko działo się na oczach około stu osób, które podziwiały maszyny z odległości około 20 metrów. - Można było praktycznie podejść do tych maszyn. Wszystko oddzielała jedynie taśma - wspomina. Nieco dalej znajdowały się stragany z jedzeniem i namioty, w których sprzedawano bilety na loty.
Czytaj też: Borne Sulinowo - miasto-matrioszka
"Bez sprawdzenia zaczął się przestawiać"
Świadkiem zdarzenia była też dyrektorka Aeroklubu Szczecin-Dąbie Renata Kostkiewicz. Jak relacjonuje, pilot samolotu zgłosił start, a śmigłowiec stanął w złym miejscu, dlatego kazano mu się przestawić. - Pilot tego śmigłowca bez sprawdzenia i zameldowania po prostu zaczął się przestawiać - wyjaśnia.
Kostkiewicz porównuje to do zajechania komuś drogi. Jak tłumaczy, Antonow był w procedurze startu, już nad ziemią, gdy śmigłowiec wysunął się do tyłu. - Tylko kunszt, ogromne doświadczenie i refleks tego pilota sprawiły, że nie doszło do tragedii - ocenia dyrektorka Aeroklubu Szczecin-Dąbie.
W sieci pojawił się także drugi film z tego zdarzenia. Opublikował go m.in. pilot Piotr Czuban. "Kilka dni temu w Bornem Sulinowie mogło zginąć kilkanaście osób. To mogliście być Wy" - napisał na portalu X.
Relacja pilota motolotni
Świadkiem zdarzenia był też Michał Ignas, pilot motolotni. - Z góry to widziałem. Antonow już się oderwał od ziemi i zaczynał wznoszenie, w tym momencie ten śmigłowiec wleciał mu przed nos. Żeby uniknąć zderzenia pilot Antonowa musiał wykonać gwałtowny manewr skrętu w lewo. Z góry nie było tego widać, ale domyślam się, że skrzydłem naprawdę było bardzo blisko ziemi - mówi.
Jak dodaje, w radiu słyszał wyłącznie komunikat pilota Antonowa. Pilot śmigłowca nie sygnalizował chęci startu. - Pilot Antonowa, który zajmował pas i wykonywał procedurę startu zgłaszał to na radiu, w tym momencie nikt nie miał prawa wtargnąć na pas, dopóki nie będzie wolny - wyjaśnia motolotniarz.
W kontekście pilota śmigłowca mówi o braku profesjonalizmu i "zachowania jakichkolwiek zasad bezpieczeństwa, które obowiązują w lotnictwie". - Każdy pilot, który tutaj latał stosował się do procedur. Nie było najmniejszych problemów z komunikacją, z zachowaniem zasad bezpieczeństwa. Przypadkowy pilot, który przyleciał śmigłowcem narobił dużego zamieszania i stworzył ogromne zagrożenie - ocenia Ignas. I dodaje, że śmigłowiec nie przebywał na lądowisku długo. Wylądował na chwilę, prawdopodobnie zainteresowany zlotem, który się odbywał w Bornem Sulinowie, po czym odleciał.
Michał Ignas, zapytany, czy od tragedii dzieliły sekundy, odpowiada: - Nie, to były ułamki sekund.
I jeszcze raz docenia umiejętności i refleks pilota Antonowa. - Tylko dzięki temu nie doszło tutaj do wypadku - zauważa.
Pilot śmigłowca "zachuliganił i uciekł"
Jak twierdzą nasi rozmówcy, po niebezpiecznym zdarzeniu dwuosobowa załoga śmigłowca odleciała.
Wiesław Filosek, prezes Aeroklubu Rzeczpospolitej w Bornem Sulinowie, przekazał nam, że pilot pochodził z Niemiec i miał problemy z komunikacją. - Ponadto nie miał włączonego radia. To on "zachuliganił", a po zdarzeniu stchórzył i uciekł, nie nawiązując kontaktu - ocenia ostro Filosek.
Ale sytuację ocenia jako "lekkie zagrożenie". - Nie było żadnego incydentu, bo incydent jest wtedy, kiedy coś się stanie - mówi. Jak dodaje, na miejscu zdarzenia przebywał inspektor Urzędu Lotnictwa Cywilnego, który dysponuje całą wiedzą o zdarzeniu. Urząd Lotnictwa Cywilnego będzie wyjaśniał całą sytuację.
O zdarzeniu, jak dotąd, nie została poinformowana Państwowa Komisja Badań Wypadków Lotniczych.
Źródło: tvn24.pl, TVN24 Szczecin
Źródło zdjęcia głównego: Ewelina Tabaka