Muammar Kaddafi zmarł od rany odniesionej w głowę podczas strzelaniny w czasie jego pojmania - tak brzmi oficjalna wersja śmierci dyktatora. Jednak twierdzenia Narodowej Rady Libijskiej budzą duże wątpliwości, zwłaszcza jeśli przyjrzeć się nagraniu zrobionemu niedługo po pojmaniu Kaddafiego - zwracają uwagę zachodnie media. Kaddafi porusza się tam jeszcze o własnych siłach, choć już w tym momencie - jeśli wierzyć oficjalnej wersji - powinien być ciężko ranny w głowę i w nogi. Natomiast na ujawnionym kilka godzin później zdjęciu jego ciała widać wyraźnie w lewej skroni dyktatora otwór po kuli.
Na filmie widać przytomnego Kaddafiego w pokrwawionej koszuli, leżącego na pickupie. Wokół siedzą rebelianci z pistoletami i szarpią go za głowę. Sekundy później Kaddafi jest już obok toyoty i stoi na własnych nogach. Później rebelianci prowadzą go.
Kula w skroni
W związku z tym - jak pisze "The Daily Telegraph" - ogromne wątpliwości budzą twierdzenia przedstawicieli Narodowej Rady Libijskiej, że Kaddafi zginął od ran otrzymanych w czasie strzelaniny podczas pojmania. Miał być "ranny w obie nogi", a bezpośrednią przyczyną zgonu był postrzał w głowę. Stwierdzono, że tkwi w niej kula.
To ostatnie potwierdza zdjęcie martwego Kaddafiego, na którym widać otwór po kuli w lewej skroni dyktatora. Ale taki strzał zabija od razu. Dlaczego więc na wspomnianym filmie Kaddafi - nawet jeśli ranny - jest wciąż żywy? - pyta "New York Times".
Lincz? Egzekucja?
Nowe libijskie władze już wczoraj wieczorem zapewniały, że nie było rozkazu zabicia Kaddafiego, że zginął "przypadkowo" podczas wymiany ognia z jego ochroniarzami.
Pierwsza część tego twierdzenia faktycznie może być prawdziwa. Ale to nie wyklucza, że dyktator padł ofiarą linczu - samowoli bojowników, którzy go pojmali.
Nie można też wykluczyć, że za zabiciem Kaddafiego - jeśli faktycznie doszło do tego już po pojmaniu - stoi jedna z frakcji we władzach powstania. Trzeba pamiętać, że żywy dyktator, z wiedzą, jaką posiadał, mógł okazać się bardzo groźny także dla polityków popierających teraz rewolucję.
Źródło: "The Daily Telegraph", "The New York Times", tvn24.pl