Rzeczniczka MSZ Rosji Maria Zacharowa oświadczyła w czwartek, że rosyjskie lotnictwo "nie ma nic wspólnego" ze środowymi nalotami na szkoły w Has, w kontrolowanej przez rebeliantów syryjskiej prowincji Idlib. Zginęło w nich co najmniej 26 osób, w większości dzieci. Biały Dom twierdzi z kolei, że za tragedię odpowiedzialna jest albo Moskwa, albo Damaszek.
- To kłamstwo. Federacja Rosyjska nie ma nic wspólnego z tą straszliwą tragedią - mówiła Zacharowa. Według rzeczniczki niektóre zachodnie i arabskie media "natychmiast oskarżyły o spowodowanie tej tragedii rosyjskie lotnictwo i syryjskie siły zbrojne, oświadczając jasno, że bombardowań dokonały Rosja i Syria". Dodała, że w tej sprawie zostanie niezwłocznie wszczęte śledztwo, oraz że ministerstwo obrony Rosji bada dostępne dane i "niedługo wyda oświadczenie".
Sześć nalotów
W czwartek francuski minister spraw zagranicznych Jean-Marc Ayrault powiedział, że za ataki na szkoły odpowiedzialne są Syria albo Rosja.
Kilka godzin po komentarzu Zacharowej oświadczenie w sprawie nalotu wydał też Biały Dom. Jego rzecznik, John Earnest stwierdził, że USA "nie wiedzą jeszcze, czy tego nalotu dokonał reżim (prezydenta Syrii - red.) Asada, czy Rosjanie, ale wiemy, że był to jeden z tych dwóch (podmiotów - red.)". - Nawet jeśli był to reżim Asada, to jest on w stanie przeprowadzać takie ataki tylko dlatego, że wspiera go rząd rosyjski - dodał.
Jak podawało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka z siedzibą w Wielkiej Brytanii, wojskowe samoloty przeprowadziły w środę sześć nalotów, w wyniku których zniszczone zostały dwie szkoły w mieście Has w prowincji Idlib. Według UNICEF-u, w nalotach w Idlibie zginęło 22 dzieci i kilkoro nauczycieli.
Prowincja Idlib znajduje się w północno-zachodniej Syrii, w pobliżu Aleppo, i jest kontrolowana przez rebeliantów walczących z reżimem prezydenta Baszara el-Asada.
Autor: kg/adso / Źródło: PAP, Reuters