Zginął z dzieckiem na ręku. "Nie dla przemocy"


Kilka tysięcy osób wzięło udział we wtorek w marszu milczenia w Rzymie, zorganizowanym przez społeczność chińskich imigrantów sześć dni po śmierci 31-letniego Chińczyka i jego 9-miesięcznej córki. Mężczyznę i jego dziecko, które trzymał na rękach, zamordowano podczas napadu.

Przez ulice rzymskiego Chinatown imigranci z Chin i innych krajów, a także Włosi, przeszli pod hasłem "Nie dla przemocy, tak dla bezpieczeństwa". Na wielu transparentach widniało także hasło "Chcemy sprawiedliwości". W pochodzie, który ruszył z serca chińskiej dzielnicy Piazza Vitoorio do miejsca zbrodni w rejonie Tor Pignattara, wzięli też udział przedstawiciele władz Wiecznego Miasta oraz stołecznego regionu Lacjum, na znak solidarności ze wspólnotą imigrantów.

Żyją w strachu

Uczestnicy marszu mówili w wywiadach dla mediów o przestępczości, której ofiarami padają na co dzień - są okradani, wymuszane są od nich haracze, także za dokumenty, które tracą podczas napadów.

4 stycznia wieczorem w dzielnicy Tor Pignattara doszło do napadu na chińskie małżeństwo, wracające z 9-miesięczną córką do domu. Gdy mężczyzna, trzymający córkę na rękach, odmówił wydania torebki z utargiem z agencji transferu pieniędzy, napastnicy oddali strzał. Jedna kula śmiertelnie zraniła niemowlę oraz trzymającego je ojca. Kobieta z obrażeniami trafiła wówczas w szpitalu. W poniedziałek odwiedził ją prezydent Włoch Giorgio Napolitano.

"Bądźcie gotowi do samoobrony"

Policja poszukuje dwóch Marokańczyków, których podejrzewa o napad na chińską rodzinę. Przeczesywane są dzielnice stolicy Włoch, ale nie wyklucza się też, że mogli oni opuścić już terytorium tego kraju. Ofiary zbrodni w Rzymie upamiętniono we wtorek także podczas marszu w chińskiej dzielnicy Mediolanu.

Konsul Chińskiej Republiki Ludowej w licznie zamieszkanym przez imigrantów z tego kraju mieście Prato w Toskanii, Zhou Yungi, zaapelował do swych rodaków, by byli "gotowi do samoobrony".

Źródło: PAP