Syryjski pilot za pierwszym razem miał szczęście i goniąca go amerykańska rakieta krótkiego zasięgu chybiła albo została przez niego wymanewrowana. Druga już nie dała się zmylić i zniszczyła ogon jego samolotu. Amerykańskie media ujawniły szczegóły pierwszego od 18 lat zestrzelenia wrogiej maszyny przez wojsko USA.
Chodzi o zniszczenie syryjskiego bombowca Su-22 w minioną niedzielę. Maszyna została zestrzelona przez parę amerykańskich F/A-18 po tym, jak miała zaatakować siły wspierane przez USA. Wojsko wydało jedynie suchy komunikat. Teraz w mediach pojawiły się nieoficjalne informacje mówiące znacznie więcej o tym, co wydarzyło się nad syryjską pustynią.
Ostrzeżenia nic nie dały
Według stacji CNN powołującej się na źródła w Pentagonie syryjska maszyna była obserwowana od momentu startu. Kiedy skierowała się ku rejonowi, gdzie trwały starcia pomiędzy siłami reżimowymi a wspieranymi przez Amerykanów Syryjskimi Siłami Demokratycznymi (SDF), na spotkanie Su-22 wysłano dyżurującą w okolicy parę myśliwców F/A-18 Super Hornet z lotniskowca USS George H.W. Bush krążącego po Morzu Śródziemnym. Wcześniej obie maszyny miały wykonywać niskie przeloty nad kolumną rządowych sił nacierających na pozycje bojówek i oddawać ostrzegawcze serie z działek w kierunku żołnierzy reżimu.
Nadlatujący bombowiec okazał się jednak celem priorytetowym, więc amerykańscy piloci polecieli na jego spotkanie. - Widzieli zbliżającego się Su-22. Miał "brudne skrzydła", czyli przenosił uzbrojenie - wyjaśniał rzecznik Pentagonu Jeff Davis. - Zrobili wszystko, co tylko mogli, żeby go odstraszyć - dodał. Mieli zbliżyć się do Syryjczyka i dać mu do zrozumienia, aby zmienił kurs. Według Pentagonu amerykańskie myśliwce w tym celu odpaliły flary (silnie nagrzewające się wabiki na rakiety naprowadzane na ciepło) a nawet "potrząsnęli" Su-22, czyli ulokowali się tuż przed nim i sprawili, że znalazł się w strumieniu turbulencji wywołanych przez ich samoloty.
Według informacji Pentagonu syryjski pilot miał jednak nie zwracać na to uwagi i utrzymywał kurs ku pozycjom proamerykańskich bojówek. - Ostatecznie Su-22 wszedł w lot nurkowy i zrzucił swój ładunek, w następstwie czego został zestrzelony - stwierdził Davis.
Pierwsza rakieta zawiodła
Natychmiast po zrzuceniu bomb przez Su-22 piloci F/A-18 mieli dostać zgodę na otwarcie ognia. Prowadzący parę odpalił z odległości mniejszej niż kilometr rakietę krótkiego zasięgu AIM-9 Sidewinder. Naprowadzana jest ona na gorące gazy wylotowe z silnika wrogiej maszyny. Rakieta jednak zawiodła. Nie sprecyzowano, z jakiego powodu.
Według CNN syryjski pilot zareagował błyskawicznie i odpalił flary, by zmylić amerykańskie rakiety. Prawdopodobnie wykonał też unik, co jest standardową procedurą w takim wypadku. Chodzi o to, aby czujnik rakiety na chwilę stracił z "pola widzenia" strumień gorących gazów z silnika i skupił się na gorącej flarze. W tym samym momencie samolot-cel gwałtownie zmienia kurs, aby goniący go pocisk miał problem z ponownym namierzeniem go.
Widząc, że pierwsza rakieta chybiła celu, Amerykanin miał odpalić drugą - tym razem znacznie większą, AIM-120 AMRAAM. Jest ona przeznaczona do zwalczania celów na średnim zasięgu i posiada system naprowadzania oparty o radar. Choć dystans miał być jak na taką rakietę minimalny, to nie zawiodła i trafiła Su-22 w ogon. Uszkodzony syryjski bombowiec rozbił się na pustyni, a pilot katapultował się i wylądował bezpiecznie na spadochronie. Nie jest pewne, co się z nim stało. Według części doniesień wpadł w ręce SDF, czyli Syryjskich Sił Demokratycznych wspieranych przez USA, według innych doniesień przechwycili go "swoi".
Tego samego dnia, jak wynika z ustaleń dziennikarzy, próbował wykonać nalot w tym samym miejscu inny syryjski Su-22. Samolot ten również został przechwycony przez amerykańskie lotnictwo, ale prawidłowo odczytał ostrzeżenia, zmienił kurs i odleciał.
Skuteczność daleka od idealnej
Niedzielne wydarzenie było pierwszym zestrzeleniem samolotu załogowego przez wojsko USA od 1999 roku, kiedy podczas interwencji NATO w Serbii F-16 zniszczył serbskiego MiGa-29. Pewne wątpliwości może budzić to, jakim sposobem stary i mocno zużyty syryjski Su-22 zdołał uniknąć trafienia rakietą odpaloną przez znacznie nowszy amerykański F/A-18 Super Hornet.
Ani CNN, ani wojsko USA nie podały, jakiej konkretnie wersji pocisku Sidewinder użyto. Jego najnowsza odmiana oznaczona AIM-9X, wchodząca na wyposażenie amerykańskiego lotnictwa teoretycznie powinna być niewrażliwa na flary. Jej głowica jest naprowadzana w inny sposób niż podobne pociski starszej generacji, zapamiętując obraz swojego celu w podczerwieni i goniąc tylko to, co do niego pasuje.
Jest jednak możliwe, że w starciu użyto starszej wersji pocisku Sidewinder AIM-9M, która może być wrażliwa na flary. Jej głowica naprowadzana jest na najsilniejsze źródło ciepła. Problemem mogło być też to, że rakietę odpalono z minimalnej odległości wynoszącej niecały kilometr. Zostawia to jej systemom bardzo mało czasu na prawidłowe "złapanie" celu.
Skuteczność około 50 procent
Żadne rakiety powietrze-powietrze nie mają stuprocentowej skuteczności. Kiedy po raz pierwszy zaczęto ich szerzej używać w Wietnamie, to miały wręcz tragiczną celność. Przed wojną podczas testów uzyskiwano skuteczność rzędu 80-90 procent, ale na froncie spadała do poziomu 10 procent. Warunki podczas rzeczywistej walki okazały się być znacznie trudniejsze niż te założone w czasie prób.
Podczas wielu późniejszych wojen rakiety powietrze-powietrze nadal wykazywały się gorszą efektywnością niż podczas prób i ćwiczeń. Rzadko uzyskiwano skuteczność przekraczającą 50 procent, co oznacza, że na zniszczenie jednego celu trzeba było wystrzelić nawet więcej niż dwie rakiety. Uzyskany w tym tygodniu przez pilota F/A-18 rezultat jest czymś jak najbardziej prawidłowym. Dwie rakiety na jedno zestrzelenie to i tak dobry wynik.
Autor: mk//now / Źródło: tvn24.pl, CNN
Źródło zdjęcia głównego: US Navy