Najpierw postrzelił ucznia szkoły ateńskiej szkoły, później wybiegł na ulicę i zaczął strzelać do przypadkowych przechodniów. Po chwili wycelował pistolet we własną skroń i nacisnął spust. Zmarł w szpitalu. Teraz lekarze walczą o życie jego ofiary.
- Analiza policji, jak również informacja z kartki, którą chłopak miał w kieszeni wskazują, że był w szkole poniżany - informuje w TVN24 Sławomir Misiak, sekretarz ambasady RP w Atenach. - Było to dziecko emigrantów greckiego pochodzenia z Abchazji. W Grecji cała rodzina mieszkała od kilku lat.
Zdaniem Misiaka, chłopak nie znał swoich ofiar. - To były przypadkowe osoby.
Innego zdania jest ateńska policja. - Prawdopodobnie uważał, że ofiara była najbardziej zaangażowana w działania przeciwko niemu - powiedział rzecznik.
Przebieg tragedii
Dziewiętnastolatek uzbrojony był w dwie sztuki broni palnej i nóż. W szkole pojawił się o godz. 8.45 czasu lokalnego (godz. 7.45 czasu polskiego) kwadrans po rozpoczęciu zajęć.
- Po oddanym strzale do ucznia, którego zranił w nogę, rękę i klatkę piersiową, postrzelił po drodze jeszcze dwóch pracowników supermarketu, którzy po prostu słyszeli strzały i chcieli się dowiedzieć, co się dzieje. Później wybiegł do parku i tam sobie strzelił w głowę - relacjonuje przebieg wydarzeń sekretarz Misiak.
18-letnia ofiara ze szkoły pozostaje w stanie ciężkim. Pozostałym dwóm osobom nie zagraża niebezpieczeństwo.
Fala zbrodni
- Szkoła została zamknięta, podobnie jak ulice w jej pobliżu. To nie jest dzielnica ciesząca się najlepszą sławą - relacjonowała na antenie TVN24 Agnieszka Nowocińska, Polka mieszkająca w Atenach.
W ostatnim czasie w Europie doszło do kilku strzelanin w szkołach. Najtragiczniejsza w skutkach była ta w niemieckim Winnenden. W 10 minut siedemnastolatek zabił w szkole trzy nauczycielki, osiem dziewczyn i jednego chłopaka. Uciekając przed policją zastrzelił ogrodnika, sprzedawcę samochodów i jego klienta.
Źródło: PAP, AP