W każdą rocznicę zamachów na World Trade Center, z miejsca gdzie stały wieże, w górę strzelają dwa snopy światła. W tym roku też ma tak być, ale przyszłość tego symbolicznego upamiętnienia tragedii z 11 września, jest niepewna. Problemem są pieniądze.
Snopy światła przypominające sylwetki gmachów World Trade Center widoczne są, zależnie od pogody, nawet na odległość blisko 100 kilometrów. Podziwiać je można z nowojorskich dzielnic: Manhattanu, Brooklynu, Queens i Staten Island, a także z sąsiedniego stanu New Jersey.
Operacja jest skomplikowana. Wymaga ręcznego wyrównania każdego z 88 reflektorów, wyposażonych w 700-watowe żarówki, aby stworzyć efekt zwartej kolumny. Próby trwają kilka dni. Nad instalacją czuwa bliska 30 fachowców, elektryków, techników a nawet maszynistów teatralnych.
Kosztowny hołd
Po raz pierwszy potężne reflektory rozbłysły w sześć miesięcy po atakach terrorystycznych 2001 roku. Od tamtej pory świecą w każdą rocznicę 11 września. Mimo to przyszłość kontynuowania oryginalnej tradycji nie jest pewna. Jednorazowe uruchomienie instalacji kosztuje około pół miliona dolarów.
Fundusze na sprzęt, konserwowanie, magazynowanie urządzeń czy opłaty za energię elektryczną, pochodzą w większości z darowizn, grantów i dotacji. Zabiega o nie stowarzyszenie artystyczne Municipal Art Society of New York. Obecnie funduszy wystarczy tylko do końca tego roku.
Początkowo sprzęt składowano w Battery Park w dolnej części Manhattanu, tam gdzie obecnie znajduje się siedziba Goldman Sachs. Później trafił do garażu zarządu transportu, Metropolitan Transportation Authority. Organizatorzy świetlnego hołdu mają nadzieję, że pozostanie na zawsze częścią rocznicowych uroczystości. Aby się to zmaterializowało, zaapelowali do społeczeństwa o datki w wysokości 10 dolarów.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia