Premier Kosowa Isa Mustafa wezwał w środę władze Serbii, by powstrzymały się od gróźb pod adresem Prisztiny i zwróciły się ku dialogowi i współpracy. Między Prisztiną a Belgradem trwa niepokojąca wojna na słowa - pisze agencja AFP.
Mustafa mówił o stosunkach z Belgradem na środowym posiedzeniu rządu.
Napięcie między państwami wzrosło w sobotę, gdy Kosowo nie zgodziło się na wjazd pierwszego od 18 lat pociągu pasażerskiego z Belgradu do Kosovskiej Mitrovicy na północy kraju. Pojazd został zatrzymany 10 km przed granicą w serbskim mieście Raszka.
Pociąg był pomalowany w serbskie barwy narodowe, a jego wnętrze ozdobiono zdjęciami ikon ze znajdujących się w Kosowie historycznych klasztorów należących do Serbskiego Kościoła Prawosławnego. Na jego zewnętrznych ścianach znalazły się napisy w wielu językach głoszące: "Kosowo to Serbia".
Serbia, która nie uznaje niepodległości Kosowa, swej dawnej prowincji zamieszkanej głównie przez Albańczyków, nie uzgodniła z władzami w Prisztinie uruchomienia połączenia kolejowego na linii Belgrad-Kosovska Mitrovica.
Wojna na słowa
W poniedziałek prezydent Kosowa Hashim Thaci oskarżył Serbię o to, że planuje ona przejęcie części północnego Kosowa, tak jak Rosja zaanektowała Krym w 2014 roku. Według prezydenta celem wysłania pociągu było "sprowokowanie" Kosowa, aby Serbia miała pretekst do wojskowej interwencji i aneksji północnych terenów Kosowa, gdzie mieszka ok. 50 tys. Serbów. Odmawiają oni zaakceptowania niepodległości Kosowa i chcieliby znowu znaleźć się pod rządami Belgradu.
Z kolei prezydent Serbii Tomislav Nikolić zarzucił Prisztinie, że rozmieszczając specjalne jednostki policji na granicy, aby zablokować pociąg, eskaluje napięcie i chce wywołać "wojnę".
Według AFP kraje prowadzą obecnie niepokojącą "wojnę na słowa", której nie obserwowano od 2011 roku, gdy Prisztina i Belgrad rozpoczęły rozmowy w sprawie normalizacji stosunków.
Niebezpieczna gra przed wyborami?
Agencja zauważa, że ostatnio spory na tej linii są coraz częstsze. Oprócz sobotniego incydentu na granicy, Albańczyków z Kosowa oburza zatrzymanie 4 stycznia we Francji, na podstawie serbskiego nakazu aresztowania, byłego premiera Kosowa Ramusha Haradinaja, którego Belgrad oskarża o zbrodnie wojenne.
Ponadto władze serbskiej części Kosovskiej Mitrovicy, miasta, w którym Albańczycy i Serbowie żyją na przeciwległych brzegach rzeki Ibar, rozpoczęły budowę muru po swojej stronie rzeki. Jak utrzymują, inwestycja ta nie ma wymiaru politycznego, a jej celem jest ochrona pieszych przed ruchem drogowym.
Zdaniem cytowanego przez AFP analityka Aleksandara Popova ten wzrost napięć można wytłumaczyć zbliżającymi się wyborami prezydenckimi w Serbii, gdzie kwestia Kosowa jest niezwykle delikatna. Według Popova rządząca centroprawicowa Serbska Partia Postępowa obecnego prezydenta Nikolicia i premiera Aleksandara Vuczicia chce wyprzedzić krytykę elektoratu, którego część obawia się zacieśniania relacji z Unią Europejską.
Normalizacja stosunków między Kosowem a Serbią jest kluczowym warunkiem dla obu krajów na drodze do członkostwa w UE, do którego aspirują zarówno Belgrad, jak i Prisztina.
Kosowski profesor nauk politycznych Belul Begaj zauważył, że władze w Belgradzie "przy okazji każdych wyborów przejawiają stałą tendencję do odwracania uwagi wyborców od problemów wewnętrznych (...), kierując ją na Kosowo". - Takie igranie z ogniem, który może zmienić kierunek, to niebezpieczna gra - ostrzegł Begaj.
Autor: adso / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Tila Monto/Wikipedia.org (CC BY SA 3.0)