Już dziś mógł zapaść wyrok w procesie Andrzeja Poczobuta, działacza związku Polaków i korespondenta "Gazety Wyborczej", oskarżonego o zniesławienie prezydenta Alaksandra Łukaszenki. Ostatecznie sąd odroczył jednak proces do 5 lipca, a na kolejnej rozprawie wystąpili jedynie obrońcy oskarżonego.
Przed budynkiem sądu w Grodnie, w którym rozprawa miała rozpocząć się o godz. 9 czasu polskiego, zebrało się we wtorek rano ok. 70 osób. Do środka weszli już adwokaci. Przed budynkiem czekają: działacze nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB), bliscy dziennikarza, dziennikarze. Członkowie ZPB trzymają w rękach gazety organizacji z portretem Poczobuta i dużym tytułem "Andrzej Poczobut z więzienia: Nie złamią mnie".
Milicja ostrzegła ludzi, że biorą udział w niedozwolonym mityngu. - Przyszedł milicjant i uprzedził wszystkich obecnych, byśmy nie mityngowali - powiedziała dziennikarzom jedna z kobiet. Dodała: - Ale my nie mityngujemy, chcemy tylko wejść do środka, na sąd, do Andrzeja. Ten proces toczy się trzeci tydzień, ale nikt z nas, nawet z jego rodziny, nie może wejść. Nie mityngujemy; nikt nic nie mówi, nie wykrzykuje. Jesteśmy solidarni z Andrzejem - podkreśliła.
Proces toczy się przy drzwiach zamkniętych, prasa nie jest wpuszczana do budynku sądu, dlatego o rozpoczęciu procesu można było wnioskować tylko po tym, że adwokaci weszli do gmachu.
Obrona nie składa broni
Będziemy podtrzymywać stanowisko Poczobuta - jego niewinność, i będziemy prosić o uniewinnienie Uładzimir Kisialewicz
Żona Poczobuta - Aksana powiedziała PAP, że przekazała rano paczkę do aresztu dla męża z dozwolonymi produktami żywnościowymi. - Zwykła paczka - jagody, cebula, coś do picia, rozpuszczalne potrawy z makaronem - powiedziała. Po raz ostatni Aksana Poczobut widziała się z mężem w areszcie 7 czerwca, przed rozpoczęciem procesu 14 czerwca.
Po obrońcach, według procedury, przysługuje oskarżonemu prawo wygłoszenia ostatniego słowa, a prokuratorowi - prawo repliki na tezy adwokatów. Sąd mógł ogłosić wyrok we wtorek, ale tego nie zrobił. Wyznaczyć jedynie termin kolejnej rozprawy na 5 lipca.
Poczobut jest oskarżony z dwóch artykułów: o znieważenie i zniesławienie głowy państwa. Sprawa dotyczy ośmiu artykułów dziennikarza w "Gazecie Wyborczej", jednego na opozycyjnym portalu internetowym Biełorusskij Partizan i jednego na prywatnym blogu.
W obronie Poczobuta wypowiadali się przedstawiciele Unii Europejskiej, Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), polskie władze jak i politycy opozycji, a organizacja obrony praw człowieka Amnesty International uznała Poczobuta za więźnia sumienia.
W zależności od tego, czy wina Poczobuta zostanie potwierdzona, czy nie, będzie można zastanawiać się, jak rozwinie się praktyka sądowa "Narodnaja Wola"
Wtorkowa największa opozycyjna gazeta białoruska "Narodnaja Wola" zastanawia się, czy sprawa Poczobuta nie stanie się precedensem. Wskazywać na to mogą słowa prokuratora generalnego Białorusi Ryhora Wasilewicza, który niedawno w wywiadzie prasowym mówił o "wprowadzeniu porządku w internecie": - Potrzebne jest zapewnienie, by publikacje w internecie odpowiadały tym wymogom, jakie obowiązują inne media. Uważam, że właściciele zasobów internetowych powinni odpowiadać za informacje, które mają charakter obraźliwy i zniesławiający, przynoszą szkodę stosunkom między państwami.
- Jeśli chodzi o prawną odpowiedzialność osoby fizycznej za zniesławienie czy znieważenie w internecie, to jest ona przewidziana w naszym kodeksie karnym. W praktyce jednak takie sprawy są rozpatrywane dość rzadko przez sądy - powiedział Wasilewicz, podając jako przykład proces Poczobuta. "Narodnaja Wola" zwraca uwagę na jego słowa, że "w zależności od tego, czy wina Poczobuta zostanie potwierdzona, czy nie, będzie można zastanawiać się, jak rozwinie się praktyka sądowa" na Białorusi.
Źródło: PAP