"Usiane obelgami potyczki przysłoniły argumenty". Media o "okrutnym i brzydkim" starciu kandydatów

Źródło:
CNN, BBC, Bloomberg, New York Times, The Hill, The Wall Street Journal, PAP

W pierwszych komentarzach amerykańskich mediów po debacie prezydenckiej w USA dominuje poczucie rozgoryczenia. Publicyści zwracają uwagę, że Donald Trump i Joe Biden wielokrotnie przerywali sobie nawzajem. Kandydaci walczący o Biały Dom w ostrych i często nieeleganckich słowach spierali się między innymi w kwestii napięć społecznych oraz reakcji państwa na pandemię COVID-19.

Retransmisja pierwszej debaty prezydenckiej Donald Trump – Joe Biden o godzinie 15 na antenie TVN24BIS. Po niej program specjalny.

OBEJRZYJ PIERWSZĄ DEBATĘ PREZYDENCKĄ TRUMP-BIDEN >>>

Przez całą wtorkową debatę w Cleveland w stanie Ohio walczący o reelekcję republikanin Donald Trump i były wiceprezydent USA, demokrata Joe Biden nie szczędzili sobie ostrych słów. Przedwyborczy pojedynek rozpoczęło pytanie o Sąd Najwyższy, ale szybko dyskusja przerodziła się w gorący spór o odpowiedź państwa na pandemię COVID-19.

Wchodzący w okres debat z sondażową przewagą Biden przypominał, że za rządów Trumpa na COVID-19 zmarło w Stanach Zjednoczonych ponad 200 tysięcy osób. Zarzucił gospodarzowi Białego Domu bezduszność i to, że nie ma planu, jak przeciwdziałać pandemii. - Nigdy nie wykonałbyś takiej pracy, jak my - odparł Trump. Dodał też, że media traktują go w kwestii pandemii nieuczciwie i podkreślał, że za walkę z nią chwalą go nawet niektórzy gubernatorzy Partii Demokratycznej.

Szeroko komentowana w amerykańskich mediach jest odpowiedź prezydenta na pytanie moderatora, czy jest "gotów dziś potępić białych suprematystów". W trakcie, kiedy padało, Trump odparł cicho - "Sure" ("Pewnie"). Dodał później, że "jest do tego skłonny". Ponaglany przez moderatora i Bidena do złożenia deklaracji potępiającej białych suprematystów, Trump stwierdził, że przemoc "to nie jest problem prawicy, lecz lewicy".

Biden w odpowiedzi zarzucił Trumpowi, że ten "nie chce uspokoić sytuacji", nie próbuje współpracować, a zamiast tego "dolewa oliwy do ognia". W ten sposób odniósł się do reakcji prezydenta na masowe gwałtowne protesty przeciwko rasizmowi pod koniec wiosny. Podczas niektórych z nich dochodziło do przemocy ze strony radykalnych grup politycznych.

OGLADAJ TVN24 W INTERNECIE >>>

"W wymianie zdań jasno było widać poziom pogardy"

W pierwszych komentarzach amerykańskich mediów po debacie dominuje poczucie rozgoryczenia. "Burzliwa debata pod znakiem ataków i ostrej wymiany zdań" - pisze "Washington Post". Według dziennika kampania prezydencka przeniosła się na debatę w postaci chaosu i zaciekłych ataków.

Bloomberg z kolei relacjonuje, że "w wymianie zdań jasno było widać, jaki poziom pogardy mają do siebie nawzajem obaj kandydaci ubiegający się o najpotężniejszy urząd na świecie". Agencja zwraca uwagę, że w późniejszym oświadczeniu sztab Trumpa sugerował, że chaos był zaplanowaną strategią. 

Komentatorzy zwracają uwagę, że Biden szybko się frustrował, gdy Trump wielokrotnie przerywał i wchodził mu w słowo. Co najmniej dwa razy nazwał urzędującego prezydenta "klaunem", a także "najgorszym prezydentem Ameryki". Innym razem powiedział Trumpowi, aby "zamknął się". Media wypunktowują także, że Trump obrażał inteligencję Bidena i nie szczędził uwag pod adresem jego rodziny, w tym syna - Huntera. Mówił na przykład, że wyrzucono go z wojska za branie kokainy oraz że "dorobił się fortuny na Ukrainie i w Chinach".

Republikanin powtórzył swoje obawy dotyczące uczciwości procesu wyborczego, podkreślając, że będzie namawiał swoich zwolenników do udziału w nich i "bardzo uważnego przyglądania się im". Sugerował, że może dojść do fałszerstw. - Gdy zobaczę setki tysięcy zmanipulowanych głosów, to nie mogę się na to zgodzić - cytuje Trumpa Bloomberg.

"Obaj kandydaci mieli mocne momenty, jednak wykazali słabości"

Portal CNN zwrócił uwagę, że technika prezydenta Trumpa polegająca na atakowaniu Bidena i przerywaniu mu prawie w każdym temacie sprawiła, że ​​"były wiceprezydent regularnie tracił tok myślenia na temat kilku kluczowych pytań na początku debaty, jednak wydawał się rozluźniać w miarę jej upływu". Według CNN Trump przystąpił do tej pierwszej z trzech debat prezydenckich w znacznie trudniejszej sytuacji niż podczas swoich prezydenckich pojedynków z Hillary Clinton w 2016 roku. "Wielu wyborców już zdecydowało co do Trumpa, wystawiając mu słabą ocenę za radzenie sobie zarówno z pandemią COVID-19, jak i napięciami rasowymi oraz przemocą ze strony policji" - skomentowali dziennikarze.

Wolf Blitzer, jeden z dziennikarzy CNN, stwierdził, że "nie byłby zaskoczony, gdyby to była ostatnia prezydencka debata". "To była najbardziej chaotyczna debata, jaką kiedykolwiek widziałem" - napisał.

Portal The Hill ocenił, że starcie polityków było "okrutne i brzydkie". Opisał, że Trump, który "przez miesiące kwestionował stan psychiczny Bidena, zaatakował go, gdy były wiceprezydent stwierdził, że jeszcze więcej ludzi umrze z powodu COVID-19, jeśli Trump nie zmądrzeje".

"The Hill" zwrócił uwagę także na rolę moderatora w dyskusji obu polityków. "Chris Wallace został we wtorek wciągnięty w straszną debatę" - napisano. Dodano, że "w spektaklu próbował zachować porządek, ale wyraźnie narastała w nim frustracja". Zauważono przy tym, że doświadczony dziennikarz wielokrotnie irytował w ostatnich miesiącach Trumpa krytyką jego administracji.

George Stephanopoulos ze stacji ABC News komentował, że była to "najgorsza debata, jaką widział w życiu". Portal ABC opisał debatę jako serię obelg, przewracania oczami i westchnień. "Obaj kandydaci mieli mocne momenty, jednak wykazali słabości w głównych punktach kampanii. Trump udzielał sprzecznych wypowiedzi na temat pandemii i własnych podatków, a Biden miał trudności z wyjaśnieniem prezentowanych przez siebie stanowisk" - zwrócił uwagę, dodając, że "sporadyczne argumenty były przysłonięte przez usiane obelgami osobiste potyczki".

"The New York Times" napisał w komentarzu, że w debacie "rozmowa o polityce utonęła". Prezydentowi dziennikarze zarzucili stosowanie "stylu buldożera". Według gazety kandydaci "przypuszczali personalne ataki i wyrażali wobec siebie pogardę niespotykaną we współczesnej amerykańskiej polityce".

Z kolei "The Wall Street Journal" odnotował, że kandydaci skupiali się bardziej na wzajemnych oskarżeniach niż na "politycznych niuansach". Telewizyjne starcie dziennik nazywa niechlujnym i uznaje, że było ono "pełne ataków". "Biden był lepszy, niż spodziewali się tego prezydent i jego sojusznicy" - ocenił "WSJ".

Przed kandydatami dwie debaty

Wtorkowe starcie kandydatów rozpoczęło cykl trzech prezydenckich debat przedwyborczych. Kolejną zaplanowano na 15 października w Miami, a ostatnią na 22 października w Nashville. Ekscytujące opinię publiczną pojedynki transmitowane są przez wszystkie największe amerykańskie stacje telewizyjne. Każdą - według szacunków - obejrzy w domach i barach dziesiątki milionów Amerykanów.

Mimo to ponad 70 procent uprawnionych do głosowania w Stanach Zjednoczonych twierdzi, że seria debat nie będzie miała większego wpływu na ich polityczny wybór. Jednocześnie - jak wynika z sondażu dla "Wall Street Journal" - co dziesiąty wyborca nie podjął jeszcze decyzji, kogo poprze w tegorocznym wyścigu o Biały Dom. W spolaryzowanym amerykańskim społeczeństwie to właśnie na tej grupie w ostatnim miesiącu kampanii koncentrować się będą oba sztaby.

Biden, który odbywa mniej spotkań z wyborcami niż Trump, z Cleveland zamierza pojechać w kampanijną trasę pociągiem. Po drodze ma zatrzymywać się w zachodnim Ohio i Pensylwanii i rozmawiać z wyborcami, często robotnikami i ich rodzinami. Oparte w znacznym stopniu na przemyśle Michigan, Wisconsin, Ohio i Pensylwania (stany tak zwanego pasa rdzy) w 2016 roku opowiedziały się za Trumpem. Utrata znacznej części robotniczego elektoratu uznawana jest za jedną z głównych przyczyn porażki demokratów w 2016 roku. Wybory prezydencie w USA odbędą się 3 listopada.

Autorka/Autor:akw//now

Źródło: CNN, BBC, Bloomberg, New York Times, The Hill, The Wall Street Journal, PAP

Źródło zdjęcia głównego: TVN24