Organizacja Reporterzy bez Granic (RSF) potępia zastraszanie i obrażanie dziennikarzy w czasie sobotnich wyborów parlamentarnych w Gruzji. O próbie zastraszenia opowiedział gruziński dziennikarz Aleksandre Keszelaszwili z niezależnego serwisu Publika.
26 października odbyły się wybory parlamentarne w Gruzji, które według oficjalnych wyników wygrało rządzące Gruzińskie Marzenie, oskarżane o oddalanie kraju od demokratycznych standardów i zbliżanie do Rosji. Liderzy opozycji oraz prezydentka kraju Salome Zurabiszwili oświadczyli, że nie uznają wyników.
Organizacja Reporterzy bez Granic (RSF) potępiła zastraszanie i obrażanie dziennikarzy w czasie wyborów. "Podczas relacjonowania wyborów parlamentarnych dziennikarze z Radia Wolna Europa/Radia Swoboda i kanału Mtavari byli zastraszani i obrażani" - podkreśliła organizacja i zaapelowała o "przejrzyste śledztwo".
Oświadczenie wydało również Europejskie Centrum Wolności Prasy i Mediów (ECPMF). Według organizacji zastraszaniu i atakom słownym poddani zostali też dziennikarze opozycyjnej telewizji Pirveli. "Przemoc wobec pracowników mediów w lokalach wyborczych jest niedopuszczalna" - zaznaczyło ECPMF.
CZYTAJ TEŻ: "Kolejna kostka domina wpada w ręce Putina"
Niezależny dziennikarz: straszyli, że mnie pobiją
Jak relacjonował gruziński dziennikarz Aleksandre Keszelaszwili z niezależnego serwisu Publika, po ogłoszeniu w sobotę wieczorem oficjalnych wyników wiele osób było skonsternowanych. - Wydawało się nam, że te liczby są dziwne. Dopuszczaliśmy do wiadomości, że możliwe, iż kupiono jakieś głosy... Ale widzimy coraz więcej materiałów publikowanych przez obserwatorów. Widzimy coraz więcej informacji o możliwych fałszerstwach - dodał.
Opowiedział, jak w dniu głosowania odwiedził kilka lokali wyborczych w Tbilisi. Przy wejściu do jednego z nich siedzieli mężczyźni w maseczkach medycznych na twarzach. W rękach trzymali telefony i notatnik, obserwowali ludzi i w agresywny sposób zwracali się do przychodzących, mówiąc: "Wiesz, co masz robić".
- Gdy zobaczyli, że mam identyfikator dziennikarza, szybko wyszli na zewnątrz. Zapytałem ich, co robili. Nie odpowiedzieli, wsiedli tylko do samochodu. Usłyszałem krzyki za moimi plecami. Jeden mężczyzna wyszedł z lokalu, był dosyć agresywny, domagał się, żebym przestał nagrywać - relacjonował Keszelaszwili. Dodał, że został oskarżony o próbę organizowania prowokacji, wokół niego zebrało się kilka osób, a niektórzy próbowali zabrać mu telefon, "żeby przestał nagrywać". - Straszyli, że mnie pobiją, używali wulgaryzmów, otoczyli mnie - kontynuował. - Podkreślałem, że jestem dziennikarzem i nie mogą ograniczać moich praw - mówił, dodając, że wszystko trwało około pół godziny, a "sytuacja była bardzo napięta". Dziennikarz powiedział, że opuścił miejsce, ale zachował wideo.
Keszelaszwili przekazał, że większość pracowników mediów internetowych obawia się, że w najbliższym czasie mogą mierzyć się ze zwiększoną presją. Redakcje portali otrzymują finansowanie z zagranicy, więc według prawa, wprowadzonego wcześniej w tym roku przez Gruzińskie Marzenie, muszą zarejestrować się jako tzw. zagraniczni agenci.
- Powiedzieliśmy, że nie zgłosimy się sami (...). Czekamy, kiedy dostaniemy karę w wysokości 25 tysięcy lari (około 8,5 tysięcy euro). To dla nas bardzo wysoka kwota, nie jesteśmy w stanie jej zapłacić. Zastanawiamy się teraz nad możliwymi rozwiązaniami, wszystkie możliwości są na stole - przekazał gruziński dziennikarz. - Możemy być zmuszeni do opuszczenia kraju. Podobny proces obserwowaliśmy na Białorusi - przyznał, podkreślając, że dziennikarze są zdeterminowani do działania, żeby "móc tu zostać i nadal pracować bez względu na warunki".
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Irakli Gedenidze / Reuters / Forum