Pilot elitarnego amerykańskiego zespołu akrobacyjnego Thunderbirds nieświadomie sam wyłączył sobie silnik podczas lotu na małej wysokości. Nie zdążył go uruchomić ponownie i rozbił się. Przyczyną wypadku okazał się być zużyty i zabrudzony guzik na manetce przepustnicy.
Do katastrofy F-16CM doszło niedaleko bazy lotniczej Peterson w stanie Kolorado w czerwcu tego roku. Po sześciu miesiącach dochodzenia oficjalnie opublikowano jego wyniki. Stwierdzono, że wypadek nie miał miejsca z winy pilota.
Guzik był zły
Samolot rozbił się po pokazie akrobacji uświetniającym koniec roku szkolnego w Akademii Lotnictwa Wojskowego USA w Colorado Springs. Złożona z sześciu F-16 formacja zespołu akrobacyjnego Thunderbirds wracała już na lotnisko Peterson, kiedy jeden z myśliwców niespodziewanie obniżył lot i spadł na pole. Pilot katapultował się chwilę wcześniej i wyszedł z sytuacji z drobnym obrażeniami. Śledczy ustalili, że lotnik nieświadomie sam wyłączył sobie silnik. Kiedy tylko się zorientował co zrobił, próbował go uruchomić ponownie, ale był tak nisko, że nie miał dość czasu. Skierował maszynę na puste pole i uruchomił katapultę. Dlaczego pilot sam pozbawił się napędu? Okazało się, że jeden z guzików na manetce przepustnicy, którą pilot operuje lewą ręką, był bardzo zużyty i zabrudzony. Tak bardzo, że pozostał w pozycji wciśniętej od początku lotu. Oznaczało to, że pilot mógł przesunąć przepustnicę do pozycji "wyłączone" bez oporu. Normalnie blokada zwalniana rzeczonym guzikiem nie pozwoliłaby mu na to, ograniczając ruch do pozycji "bieg jałowy". Szykując się do lądowania i obniżając lot pilot chciał ograniczyć moc silnika i odruchowo cofnął przepustnicę do oporu. Myślał, że ustawia moc jałową, podczas gdy odciął dopływ paliwa i posłał wartą 23 miliony dolarów maszynę na pole.
Autor: mk/adso / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: USAF