Kim Jun Tej z Korei Południowej ostatni raz widziała swojego męża przed zakończeniem wojny koreańskiej. Po 51 latach dowiedziała się, że jej ukochany żyje, ale był więziony w Korei Północnej. Aby powrócić do swojej żony, mężczyzna pokonał setki kilometrów.
W sierpniu 2004 roku Kim Jun Tej odebrała dziwny telefon. Głos ze słuchawki przedstawił się jako Kim Sung Tae, jej mąż. - Spytałam: czy ty naprawdę żyjesz? A on odpowiedział: tak, żyję. Spytałam go o kilka prywatnych rzeczy, żeby sprawdzić, czy to naprawdę on. Okazało się, że nie kłamał - powiedziała kobieta. Para zdecydowała się opowiedzieć swoją historię telewizji CNN.
Spotkanie po 51 latach
Kiedy w końcu się zobaczyli, w ogóle go nie poznała. - Był bardzo chudy i słaby, ale poznałam go po nosie. Naprawdę tylko nos miał taki sam. Słyszałam, że był głodzony w Korei Północnej i pracował w kopalni. Pewnie dlatego się tak zmienił - powiedziała. Teraz mają jedzenia pod dostatkiem, bo południowokoreańscy biznesmeni trzy razy w tygodniu fundują obiady uciekinierom z Północy.
Jeden z nich, Lee Sun Sang, spędził sześć miesięcy w północnokoreańskim obozie jeńców wojennych. Kolejne 13 lat spędził w więzieniu. Mężczyzna opowiadał, że nawet po uwolnieniu nie potrafił zapomnieć o chwilach spędzonych za kratami. - Moje dzieci nie mogły pójść na studia, niezależnie od ich wiedzy. Jedyna praca, jaką mogły dostać, to posada w kopalni. Nie mogły nawet służyć w wojsku. Żyłem tak przez 50 lat, więc czuję wiele nienawiści do tego systemu - mówił.
W 2001 roku udało mu się uciec. Jeden ze zbiegów powiedział jego bratu, że Kim wciąż żyje. Wtedy zorganizowali jego przejście przez granicę chińsko-koreańską. - Aby się stamtąd wydostać, musisz przejść przez wysokie góry. To bardzo trudne wyzwanie. Ja nie dawałem już rady iść, ale inni mnie zmuszali do pokonania tej drogi - przyznał Lee Sun Sang.
Zostawił drugą żonę, bez chwili wahania
Władze w Pjongjangu zapewniają, że wypuściły wszystkich jeńców wojennych z okresu wojny koreańskiej. Jednak według południowokoreańskiego ministerstwa obrony na Północy jest ich jeszcze około 500 i prawdopodobnie spędzą tam ostatnie lata swojego życia.
Kim Sung Tae dostał się do niewoli w 1953 roku. Podczas pobytu w Korei Północnej ożenił się ponownie i założył rodzinę. Gdy pojawiła się możliwość ucieczki, nie wahał się jednak. 89-latek twierdzi, że wróci do Korei Północnej. Chciałby przekazać pieniądze rodzinie, którą tam zostawił.
- Jestem w końcu naprawdę szczęśliwy - powiedział z uśmiechem. Jak dodał, jego "prawdziwą żoną" jest Kim Jun Tej, którą poślubił jeszcze przed wojną koreańską.
Autor: rf\mtom / Źródło: CNN, x-news.pl, tvn24.pl