Porzucają domy i szukają miejsca, gdzie z dala od rosyjskich bombardowań będą mogły bezpiecznie urodzić. Na poród często czekają w zatłoczonych bunkrach, gdzie trudno o fachową pomoc medyczną, jedzenie czy nawet wodę. W ciągu ostatnich tygodni liczba przedwczesnych porodów w Ukrainie znacznie wzrosła.
Zaczął się drugi miesiąc rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Wiele kobiet w ciąży uciekło z kraju przed bombardowaniami, ale nie wszystkie. Jak informuje BBC, ukraińscy lekarze obserwują gwałtowny wzrost liczby przedwczesnych porodów w niektórych rejonach kraju.
Kliniki położnicze w Charkowie i we Lwowie informują, że w wyniku stresu i problemów medycznych związanych z wojną w ciągu ostatnich kilku tygodni liczba przedwczesnych porodów podwoiła się u nich, a nawet potroiła.
"Wojna stwarza ryzyko przedwczesnego porodu"
BBC rozmawiało z Iryną Kondratową, która jest dyrektorem medycznym w klinice w Charkowie. Lekarka czuwa obecnie nad stanem zdrowia dziewczynki imieniem Polina, która urodziła się, ważąc zaledwie 630 gramów. Lekarka powiedziała BBC, że liczba przedwczesnych porodów w jej klinice skoczyła trzykrotnie w stosunku do normy, obecnie stanowią 50 procent. Dlaczego tak jest? Według medyków przyczyniają się do tego między innymi infekcje, brak dostępu do pomocy medycznej i złe odżywanie.
– Wojna stwarza ryzyko przedwczesnego porodu. Nasz wskaźnik urodzeń przedwczesnych i tak był już wysoki, ponieważ mieliśmy wiele pacjentek z Doniecka i Ługańska. W strefach konfliktów kobiety spędzają dużo czasu w zatłoczonych piwnicach, a tam łatwo o infekcje. Ponadto kobietom trudniej jest uzyskać pomoc medyczną, jeśli jej potrzebują – mówi doktor Kondratowa.
Siedem tygodni przed czasem
Iryna Zelena tuż przed porodem uciekła z Kijowa do Lwowa. Jej córeczka Wiktoria waży 800 gramów. Urodziła się we Lwowie na początku marca wraz ze swoją siostrą bliźniaczką Weroniką. – Wyjechaliśmy z powodu masowego ostrzału. Przez cały czas byliśmy w schronie – opowiada mama bliźniaczek. Iryna jest przekonana, że stres związany ze spędzeniem pierwszych dni wojny w bunkrze przyczynił się do tego, że urodziła ponad siedem tygodni wcześniej.
Na szpitalnym korytarzu, na oddziale prenatalnym, reporter BBC spotkał Olgę Bogadizę. Młoda kobieta jest Rosjanką, a jej mąż Ukraińcem. Olga jest w szóstym miesiącu ciąży, spodziewa się bliźniąt. Uciekła z Kijowa, desperacko szukając bezpiecznego miejsca na urodzenie dzieci, z dala od ostrzału i godziny policyjnej.
Jak mówi, trzy dni zajęło jej dotarcie do Lwowa i przez cały ten czas nie mogła jeść ani pić. Nie dlatego, że nie miała jedzenia. Po prostu nie była w stanie ze strachu. – Słyszałeś o takim terminie jak "zwierzęcy strach”? To nie jest strach przed bólem czy porodem, to strach, który sprawia, że boli cię skóra. Tak się boisz, że nie możesz jeść ani myśleć. Kiedy przyjechałam do Lwowa, lekarz powiedział, że schudłam trzy i pół kilograma i że życie moich dzieci jest zagrożone, ponieważ ich rozwój się zatrzymał – opowiada reporterowi. Teraz jej bliźnięta znów zaczęły rosnąć.
"Nie zabierzesz wcześniaka do schronu, to byłaby podróż w jedną stronę"
Rosyjskie pociski spadające na miasta niezwykle utrudniają działanie szpitali i opiekę nad wcześniakami. W Charkowie personel podjął decyzję o pozostaniu na oddziale intensywnej terapii z najmniejszymi dziećmi, nawet po ostrzeżeniu o nalocie. – Nie możesz zabrać dziecka ważącego 600 gramów do schronu. To byłaby podróż w jedną stronę. Więc zostajemy z dziećmi nawet w czasie bombardowania – tłumaczy doktor Kondratowa.
Te chwile, gdy w mieście rozbrzmiewają syreny, są też dramatyczne dla matek. Weronika, jedna z bliźniaczek, opuściła już OIOM i przebywa z Iryną na oddziale ogólnym. Ale Wiktoria wciąż nie może opuszczać inkubatora. Kiedy zbliża się rosyjski atak, Iryna zabiera Weronikę do schronu przeciwlotniczego, ale Wiktorię musi zostawić. – Emocjonalnie jest to naprawdę trudne. To jak rozerwanie serca na dwoje. Jedno dziecko przychodzi ze mną, drugie zostaje z lekarzami. Zawsze się wtedy zastanawiam, jak ona się czuje. Ale w tej sytuacji po prostu musimy być silni – mówi Iryna.
Szpital we Lwowie – mieście postrzeganym do niedawna jako w miarę bezpieczne miejsce – już zasłonił okna workami z piaskiem. Budowany jest też specjalny podziemny bunkier, w którym będą inkubatory, by móc ratować najsłabszych pacjentów.
Źródło: BBC
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock