Mąż Adrianny, wojskowy kierowca dostarczający na front amunicję i prowiant, coraz rzadziej do niej dzwoni. Wysyła SMS-y, ale bywają dni, bez żadnych wiadomości. Mąż Anny został ciężko ranny i leży w szpitalu. - Większość czasu zabiera mi zajmowanie się dzieckiem, ale myśli są zawsze z Żenią - wyznaje kobieta. Tysiące kobiet w Ukrainie niecierpliwie czeka na powrót swych ukochanych, walczących z rosyjskimi okupantami.
Taras, mąż pochodzącej z zachodniej Ukrainy Adrianny, wstąpił do wojska krótko po rozpoczętej przez Rosję inwazji. - Wszyscy jego przyjaciele poszli walczyć, mówił, że nie może bezczynnie stać z boku – wspomina rozmówczyni PAP. Zapytana o reakcję na decyzję męża, przyznaje, że "płakała i błagała, żeby nie szedł". - Tak bardzo bałam się o jego życie. Nadal codziennie się boję – wyznaje.
- Nie zdradza mi żadnych szczegółów, to zakazane. Na początku pytałam o wojnę więcej, teraz unikamy tego tematu – mówi. Dodaje, że najczęściej rozmawia z mężem o rzeczach niezwiązanych z walkami: o tym, co jadł, czy dobrze się czuje, a także o rodzinie.
Kobieta przyznaje, że od miesięcy funkcjonuje jedynie dzięki środkom uspokajającym, codziennie rozpacza też nad sytuacją, w jakiej znalazła się jej rodzina i jej rodacy.
Ograniczona komunikacja
- Ze swoim mężem rozmawiam raz na kilka dni. Nie może mieć przy sobie telefonu, dostaje go jedynie czasem, żeby rozmawiać z rodziną, komunikacja jest bardzo ograniczona – stwierdza inna Ukrainka, Anna. Żenia - jej mąż - wskutek ostrzału rakietowego w okolicach Kramatorska na wschodzie Ukrainy został na początku lipca poważnie ranny i obecnie znajduje się w szpitalu na zachodzie kraju.
- Nie wiem dokładnie, co się z nim teraz dzieje. Przez pierwsze dni po ataku wiedziałam jedynie, że przeżył, ale nie jest w stanie mówić. Szpital skontaktował się z jego pracodawcą, który później o wypadku powiadomił mnie – opowiada kobieta. - Podejrzewam, że lekarzowi łatwiej było rozmawiać z kimś, kto nie jest z moim mężem związany emocjonalnie tak silnie, jak ja – tłumaczy sama sobie.
Odpowiadając na pytanie o początek rosyjskiej inwazji i decyzję o wstąpieniu Żeni do wojska, mówi, że "jego pierwszym instynktem było bronienie mnie i naszego dziecka". - Dlatego najpierw, na godziny przed zajęciem przez Rosjan naszego rodzinnego Worzela, ewakuował nas na zachód Ukrainy – wspomina Anna. - Później wpisał się na listę gotowych do mobilizacji. Wiedział, że to jego obowiązek. Wezwano go po miesiącu, natychmiast został skierowany na wschód, gdzie przebywał do ostatniego ataku na jego oddział – opowiada kobieta.
Daleko od frontu
Anna wspomina, że do ostatniej chwili - do samego wyjazdu męża - chciała go zatrzymać. - Miałam nadzieję, że to wszystko zaraz się skończy i nigdzie nie będzie musiał jechać. Wiem jednak, że gdyby Żeni i innych żołnierzy nie było na froncie, Rosjanie ze swoimi zbrodniami byliby teraz tutaj – mówi mieszkająca pod Kijowem kobieta.
Jak mówi, trudno jest jej pogodzić się z widokiem mężczyzn przebywających daleko od frontu. - Boli mnie to, że gdy wychodzę na ulicę, widzę tak wielu młodych, silnych mężczyzn, bawiących się i cieszących życiem – tłumaczy. - Najlepsi z nas znajdują się teraz na froncie – dodaje. Anna wyznaje, że stres towarzyszy jej bez przerwy, czuję się przez niego otoczona, zamknięta jak w akwarium. - Większość czasu zabiera mi zajmowanie się dzieckiem, ale myśli są zawsze z Żenią, dlatego wszelkie czynności wychodzą mi automatycznie. Jestem jak robot – twierdzi.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: facebook.com/MinistryofDefence.UA