Przyszedł do restauracji, zjadł obiad i kilkukrotnie postrzelił kucharza. A potem wsiadł do taksówki i próbował uciekać. Do ataku doszło we włoskiej Pescarze. Postrzelony mężczyzna przebywa w szpitalu, walczy o życie. 29-letni napastnik został zatrzymany.
Do ataku doszło w niedzielę, około godziny 13, w niewielkim lokalu na centralnym placu Salotto. To nie była pierwsza wizyta 29-letniego mężczyzny w tym barze. - Jadł u nich też w piątek i w sobotę. Nawet rozmawiali, pytał syna, skąd jest, jak ma na imię, on zrobił podobnie, wydawał mu się spokojny - relacjonuje matka Yelfry'ego, postrzelonego kucharza, w rozmowie z dziennikarzem lokalnego portalu ilcentro.
Strzelił pięć razy
- Zamówił czerwone wino i arrosticini (szaszłyki z baraniny - red.), ale po zjedzeniu zaczął narzekać, że nie miały smaku, więc zamówił kolejne dziesięć sztuk. Kiedy czekał na zamówienie, coś w nim pękło - relacjonuje wydarzenia z soboty kobieta. Uderzył jej 23-letniego syna w twarz. Kiedy koleżanka za barem próbowała ich rozdzielić, 29-latek wyciągnął pistolet i zaczął strzelać. Celował w nogi, plecy, oddał łącznie pięć strzałów, jeden chybiony.
Barmanka wezwała na miejsce policję i zadzwoniła po karetkę. Yelfry został przetransportowany do szpitala. Napastnik uciekł.
Kamery monitoringu lokalu nagrały moment ataku, więc policjanci, którzy przybyli na miejsce, wiedzieli, jak wygląda.
- Kiedy wsiadł do mojego samochodu, zapytał, czy mogę go zawieźć do Szwajcarii. Uprzedziłem go, że kurs będzie kosztował bardzo dużo, ale odpowiedział wtedy, że "to nieważne". Ustaliłem więc, że zabiorę go za 1500 euro. Pokazał mi gruby plik banknotów i ruszyliśmy - opowiadał Vincenzo, 67-letni taksówkarz, były funkcjonariusz straży celnej, dziennikarzowi "Corriere della Sera".
Namierzyli taksówkę, zadzwonili do kierowcy
Funkcjonariusze ustalili, do którego samochodu wsiadł napastnik. Namierzyli taksówkarza i zadzwonili do niego. - Usłyszałem policjanta. Uspokoił mnie, instruował. Rozmawiałem z nimi ściszonym głosem, tak, żeby pasażer się nie zorientował, kto do mnie dzwoni - opisywał dalej kierowca. Wsłuchując się w polecenia policji, kierowca w pewnym momencie przekazał 29-latkowi, że "musi zatankować, bo zabrakło mu paliwa". Wiedział, na którą stację benzynową ma się kierować.
Tam, na trasie krajowej A14, czekali na nich karabinierzy, którzy zatrzymali 29-latka. - Przyznaję, że kiedy jechałem taksówką, miałem wrażenie, że mój fotel jest wysadzany szpilkami. Nie czuję się bohaterem. Zrobiłem to, co należało zrobić - podsumował w rozmowie z "Corriere" swoją postawę 67-letni Vincenzo.
Kucharz, Yelfry, przebywa w szpitalu w Pescarze, na oddziale intensywnej terapii. Ma za sobą już trzy operacje. Jego stan jest ciężki, bliscy przekazali dziennikarzom, że nie ma czucia w nogach. We wtorek jego przyjaciele i krewni zebrali się na centralnym placu Salotto, żeby wspólnie pomodlić się w intencji jego powrotu do zdrowia.
29-letni Federico P. usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa i nielegalnego posiadania broni.
Źródło: Il Resto del Carlino, abruzzoweb.it, Corriere della Sera
Źródło zdjęcia głównego: Google Maps