Śledztwo po wypadku na sankach we Włoszech. Polka w stanie ciężkim, jej córka nie żyje

Ośrodek narciarski Corno del Renon we Włoszech
Ośrodek narciarski Corno del Renon we Włoszech
Google Earth/tvn24.pl
Do tragedii doszło na jednym ze stoków narciarskich w ośrodku Corno del Renon w północnych WłoszechGoogle Earth/tvn24.pl

Ośmioletnia dziewczynka zginęła, a jej matka - mieszkająca we Włoszech Polka - jest w bardzo ciężkim stanie po wypadku na sankach koło Bolzano na północy Włoch. Media poinformowały o śledztwie w sprawie wypadku. Jak wskazują, o zakazie jazdy na sankach w tamtym miejscu informował tylko napis po niemiecku. Dziennik "Il Messaggero" pisze, że według świadków ojciec dziecka ostrzegał matkę, by nie szła z córką w miejsce, z którego ruszyła w dół zbocza.

Do tragedii na stoku w ośrodku narciarskim Corno del Renon w Górnej Adydze doszło w piątek. Matka z córką, mieszkające w regionie Emilia-Romania zjechały na sankach po bardzo niebezpiecznej trasie, oznakowanej na czarno, na której jest to zabronione. Wpadły na drzewo. Dziewczynka zginęła na miejscu, a jej matka odniosła bardzo ciężkie obrażenia.

Trasa zjazdowa, na której doszło do wypadku, została zajęta na wniosek prokuratury, prowadzącej śledztwo.

Nie słyszała męża? Zjechała niebezpieczną trasą

Jak podały w niedzielę włoskie media, kluczowym elementem w dochodzeniu w sprawie ustalenia odpowiedzialności za wypadek może się okazać to, że na stojącej na górze stoku tablicy informacyjnej zakaz jazdy na sankach widnieje tylko po niemiecku. Język ten dominuje wśród mieszkańców tej części północnych Włoch. Zakazujący zaś jazdy na sankach rysunek znajduje się dopiero 100 metrów niżej, a więc już na początku samego zjazdu.

Matka z córką nie wybrały trasy specjalnie przeznaczonej dla sanek, ale bardzo stromą i niebezpieczną, tylko dla doświadczonych narciarzy.

Śledztwem objęto matkę zmarłej dziewczynki, a także osobę z kierownictwa firmy zarządzającej trasami zjazdowymi.

Dziennik "La Repubblica" przytacza wypowiedź szefa tamtejszych ratowników górskich Gottfrieda Fuchsbergera, który twierdzi, że oznakowania tras są właściwe.

Cytowany w gazecie Włoch, ojciec dziewczynki, która zginęła, miał powiedzieć karabinierom, że on i jego żona nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa.

Dziennnik "Il Messaggero" pisze jednak w poniedziałek, że - jak twierdzą świadkowie - ojciec jadący na wyciągu ze starszym synem, zauważył swoją żonę i córkę zmierzające w kierunku niebezpiecznego miejsca i miał do nich krzyczeć: "gdzie idziecie, nie idźcie tam!".

Gazeta dodaje jednak, że żona mogła go nie usłyszeć i do końca nie zdawać sobie sprawy z tego, na jak niebezpieczną trasę wchodzi.

Autor: adso / Źródło: PAP, Il Messaggero

Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia/Giovanni Bidi (CC BY 3.0)