Tańczyliśmy z żoną, wokół byli nasi przyjaciele, śmialiśmy się, wygłupialiśmy. Nagle zrobiło się głucho i ciemno, jakbym znalazł się w innym wymiarze - relacjonuje Paolo Mugnaini, którego zabawę weselną przerwał wypadek. Podłoga zabytkowego klasztoru w Toskanii zawaliła się, kiedy bawiło się na niej około 60 osób. Wszyscy spadli piętro niżej. Para młoda spędziła noc poślubną na szpitalnym oddziale ratunkowym. "Pielęgniarki postawiły ich łóżka obok siebie" - informuje dziennik "La Repubblica".
Przyjęcie weselne Paola i Valerii odbyło się w sobotę w zabytkowym klasztorze Giaccherino położonym na wzgórzu obok Pistoi. W budynku bawiło się łącznie 150 osób. Wczesnym wieczorem około 60 gości tańczyło w jednej z sal, gdzie przygotowano parkiet. Nagle podłoga runęła. Para młoda i goście spadli razem z gruzami kilka metrów w dół i wylądowali na parterze budynku.
Goście dalej w szpitalach
Niedługo później na miejsce dotarły służby. Rannych, w tym dziecko i kobietę w ciąży, przetransportowano do pięciu różnych szpitali. Władze regionu Toskania podzieliły się w poniedziałek w mediach społecznościowych nagraniami z dyspozytorni służb ratunkowych. Słychać na nich, jak goście weselni wzywają pomocy.
- Halo? Proszę, wyślijcie tyle karetek, ile się da - apeluje spanikowana kobieta. - Ile osób mniej więcej potrzebuje pomocy? 10, 20 , 50? Czy są przytomne, czy odpowiadają? - dopytuje dyspozytorka z nagrania. - Przynajmniej 30 osób, nie wszyscy odpowiadają - precyzuje kobieta dzwoniąca pod numer alarmowy.
Burmistrz Pistoi informował w niedzielę, że z 12 osób, które przetransportowano na szpitalny oddział ratunkowy w jego mieście, dziewięć opuściło już placówkę. W tym szpitalu pozostaje jeszcze troje gości weselnych. - Życie żadnego z nich nie jest zagrożone. Raz jeszcze dziękuję wszystkim ratownikom, którzy brali udział w akcji do późnej nocy - podał Alessandro Tomasi, burmistrz miasta. 28 innych poszkodowanych ze złamaniami i skaleczeniami przebywa jeszcze w szpitalach we Florencji, Empoli, Careggi, Prato, Pescii i Lucce. Wszyscy żyją.
"Naprzeciwko leżał mój przyjaciel, miał na głowie wielką ranę"
Większość gości pochodziła z Florencji i okolic, tak samo jak pan młody, Paolo Mugnaini, 26-letni nauczyciel żyjący na co dzień w stolicy Toskanii. Panna młoda, Valeria Ybarra, to 26-letnia studentka z Houston w USA, która ostatnie miesiące spędziła na uniwersytecie w Rzymie.
Ostatniej soboty zakochani powiedzieli sobie "tak" i byli nierozłączni aż do 19.30, kiedy na kilka godzin stracili się z oczu. "Tańczyliśmy z żoną, wokół byli nasi przyjaciele, śmialiśmy się, wygłupialiśmy. Nagle zrobiło się głucho i ciemno, jakbym znalazł się w innym wymiarze" - wspomina Paolo, co cytuje dziennik "Corriere della Sera". Pan młody przez kilka chwil nie wiedział, co się wydarzyło. Jeszcze nie docierało do niego, że wpadł do dziury.
"Nagle poczułem, że przygnietli mnie ludzie, spadały też na mnie gruzy, kurz, jakieś odłamki. W pewnym momencie zauważyłem, że naprzeciwko mnie leży mój najlepszy przyjaciel. Zawołałem go, nie odpowiedział, miał na głowie wielką ranę, mocno krwawił. Wtedy zrozumiałem, co się stało" - twierdzi 26-latek.
Połączyli się w szpitalu
"Zacząłem szukać żony, wrzeszczeć, nie odpowiadała, nie miałem pojęcia, gdzie jest. Bałem się, że leży gdzieś przygnieciona gruzami" - wyznał Paolo. Ratownicy przewieźli go do szpitala w Pistoi.
Jak wynika z późniejszej relacji 26-latki, którą podzieliła się z ratownikami, Valeria była w innej części sali. Ona też szukała męża, bezskutecznie. Była lekko ranna, została przetransportowana do tego samego szpitala.
- To tutaj połączyliśmy parę młodą. Paolo ciągle dopytywał o żonę i o stan zdrowia pozostałych gości. Valeria znajdowała się na innym oddziale, ale zdecydowaliśmy, że umieścimy ich w tej samej sali - opowiedział w rozmowie z dziennikarzem "Corriere" Mirko Donati, lekarz ze szpitalnego oddziału ratunkowego w Pistoi.
Pielęgniarki powiesiły obok nich suknię panny młodej.
Jest śledztwo prokuratury
W niedzielę młodzi zostali wypisani z placówki i uczestniczyli w modlitwie o zdrowie gości zorganizowanej w pobliskim kościele w Scandicci. "Są spokojni. Musieli przeorganizować swój miesiąc miodowy, ale to nie jest teraz najważniejsze, mają na to całe życie" - przekazał krewny pana młodego dziennikarzowi "Corriere".
Prokuratura z Pistoi wszczęła śledztwo w sprawie katastrofy budowlanej i nieumyślnego spowodowania obrażeń ciała. Śledczy sprawdzą też, jakie były przyczyny zawalenia się podłogi, najpewniej było to jej przeciążenie. Na ten moment nie wskazują jeszcze osób podejrzewanych w tej sprawie.
Źródło: Corriere della Sera, La Repubblica
Źródło zdjęcia głównego: Ospedale San Jacopo di Pistoia