"Kolejne dwa morderstwa kobiet we Włoszech. Wydarzyły się jednego dnia, jedno w regionie Apulii, drugie w Emilii-Romanii" - pisze włoska agencja prasowa ANSA.
Funkcjonariuszka usłyszała wrzaski
Do pierwszego z nich doszło we wtorek rano w Salsomaggiore, w prowincji Parmy. "Brutalne morderstwo z użyciem kija do krykieta" - informuje dziennik "La Repubblica". 67-latka została napadnięta przez swojego męża po tym, jak rano wybuchła między nimi kłótnia. Wrzaski i wołanie o pomoc dobiegające z kamienicy usłyszała karabinierka po służbie. Natychmiast ruszyła na miejsce.
- Mieszkanie miało na wpół otwarte drzwi, zobaczyłam, że kobieta leży na ziemi, weszłam, żeby jej pomóc. Mężczyzna miał w ręku drewniany kij, dalej ją bił, odciągnęłam go od niej - opisała Noemi Schiraldi w rozmowie z dziennikarzem portalu Fanpage. Funkcjonariuszka wezwała posiłki, 67-latek został zatrzymany i przewieziony do aresztu. Pomoc dla kobiety przyszła zbyt późno, jej życia nie udało się już uratować.
Jak dowiedział się dziennikarz "Repubbliki", głośne kłótnie tego małżeństwa nie były niczym nowym. 67-latka miała zwierzać się sąsiadkom, że mąż jest agresywny, nigdy jednak nie zdecydowała się na zgłoszenie tego służbom. - Nie daje nam to spokoju, powinniśmy być bardziej uważni i reagować - przyznał dziennikarzowi jeden z mieszkańców ulicy.
"Kobiety, podnieście głos" - pisała przed śmiercią
Druga z tragedii wydarzyła się we wtorek późnym popołudniem w Andrii na południu kraju. "42-latka została zamordowana w swoim mieszkaniu, w tym samym czasie znajdowały się tam też jej dzieci, 6-letni i 11-letni syn" - informuje dziennikarz "Corriere della Sera".
50-latek sam zgłosił sprawę policji, po ataku na kobietę wybrał numer alarmowy 118 i powiedział: "Zadźgałem ją nożem, przyjedźcie" - podaje dziennik. "Dyspozytor, który odbierał zgłoszenie, słyszał w tle krzyk dzieci" - informuje "Corriere".
"Ciało zmarłej kobiety znajdowało się w kuchni, miało na sobie liczne rany cięte brzucha i klatki piersiowej. Przybyły na miejsce zespół ratownictwa medycznego potwierdził zgon" - podaje lokalny portal Telebari.
"Zmarnował nam życie, wstyd nam za niego" - powiedział dziennikarzowi portalu brat 50-latka. Aresztowany mężczyzna od dłuższego czasu żył w niezgodzie z partnerką, kobieta chciała od niego odejść, na co się nie godził.
"Dwa dni przed śmiercią kobieta opublikowała w mediach społecznościowych post, w którym napisała: 'Wystarczy utożsamić się z drugim człowiekiem, by nie robić nikomu nic złego, ale to zbyt wiele dla kogoś, kto żyje dla samego siebie. Kobiety, podnieście głos'" - cytuje dziennik "Corriere della Sera".
Fala protestów
W wydanym w sobotę specjalnym oświadczeniu prezydent Włoch Sergio Mattarella napisał, że "dramatyczne wydarzenia wstrząsnęły sumieniami kraju". Przemoc wobec kobiet nazwał "porażką społeczeństwa, które nie jest w stanie promować rzeczywistych równych relacji między kobietami i mężczyznami".
Tegorocznym akcjom towarzyszyły powszechne oburzenie i przerażenie z powodu zabójstwa 22-letniej Giulii, dziewczyny skatowanej przez swojego byłego chłopaka, która wykrwawiła się na śmierć po długiej agonii. W dniu masowych demonstracji sprawca zbrodni, Filippo T., został przywieziony do Włoch z Niemiec, dokąd uciekł.
CZYTAJ TEŻ: Zabójstwo Giulii "przelało czarę goryczy". Włosi wyszli na ulicę
22-letni Filippo T. przebywa w areszcie w Weronie. Przyznał się do zbrodni, ale odmówił składania wyjaśnień. Przedstawił jedynie oświadczenie, w którym przyznaje, że "jest przybity tym, co zrobił i nie chce uciekać od odpowiedzialności" oraz "stara się poukładać w swojej pamięci to, co wydarzyło się tamtej nocy" - cytuje "Corriere della Sera".
Włoskie media przez ostatnie dni publikowały wiadomości głosowe, jakie Giulia pisała do swoich koleżanek. Słychać w nich, jak przyznaje, że jest już zmęczona towarzystwem Filippa, ale umawia się z nim, bo ten mówi jej, że ma depresję z powodu ich rozstania.
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Autorka/Autor: ww/kg
Źródło: Corriere della Sera, La Repubblica, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Google Maps