66-letni mieszkaniec prowincji Parmy pobił swoją żonę kijem do krykieta, kobieta nie żyje. "Śmierć wstrząsnęła mieszkańcami miejscowości, wydarzyła się niedługo po tym, jak na pobliski plac wyszły tysiące protestujących ludzi" - pisze dziennikarz włoskiego "Corriere della Sera". Tego samego dnia 50-latek z Apulii zadzwonił na policję i przyznał, że właśnie zamordował żonę. Ranił ją nożem na oczach ich dwóch synów. Włoskie media podkreślają, że do obu tragedii doszło dwa dni po ogólnokrajowych protestach przeciwko przemocy wobec kobiet.
"Kolejne dwa morderstwa kobiet we Włoszech. Wydarzyły się jednego dnia, jedno w regionie Apulii, drugie w Emilii-Romanii" - pisze włoska agencja prasowa ANSA.
Funkcjonariuszka usłyszała wrzaski
Do pierwszego z nich doszło we wtorek rano w Salsomaggiore, w prowincji Parmy. "Brutalne morderstwo z użyciem kija do krykieta" - informuje dziennik "La Repubblica". 67-latka została napadnięta przez swojego męża po tym, jak rano wybuchła między nimi kłótnia. Wrzaski i wołanie o pomoc dobiegające z kamienicy usłyszała karabinierka po służbie. Natychmiast ruszyła na miejsce.
- Mieszkanie miało na wpół otwarte drzwi, zobaczyłam, że kobieta leży na ziemi, weszłam, żeby jej pomóc. Mężczyzna miał w ręku drewniany kij, dalej ją bił, odciągnęłam go od niej - opisała Noemi Schiraldi w rozmowie z dziennikarzem portalu Fanpage. Funkcjonariuszka wezwała posiłki, 67-latek został zatrzymany i przewieziony do aresztu. Pomoc dla kobiety przyszła zbyt późno, jej życia nie udało się już uratować.
Jak dowiedział się dziennikarz "Repubbliki", głośne kłótnie tego małżeństwa nie były niczym nowym. 67-latka miała zwierzać się sąsiadkom, że mąż jest agresywny, nigdy jednak nie zdecydowała się na zgłoszenie tego służbom. - Nie daje nam to spokoju, powinniśmy być bardziej uważni i reagować - przyznał dziennikarzowi jeden z mieszkańców ulicy.
"Kobiety, podnieście głos" - pisała przed śmiercią
Druga z tragedii wydarzyła się we wtorek późnym popołudniem w Andrii na południu kraju. "42-latka została zamordowana w swoim mieszkaniu, w tym samym czasie znajdowały się tam też jej dzieci, 6-letni i 11-letni syn" - informuje dziennikarz "Corriere della Sera".
50-latek sam zgłosił sprawę policji, po ataku na kobietę wybrał numer alarmowy 118 i powiedział: "Zadźgałem ją nożem, przyjedźcie" - podaje dziennik. "Dyspozytor, który odbierał zgłoszenie, słyszał w tle krzyk dzieci" - informuje "Corriere".
"Ciało zmarłej kobiety znajdowało się w kuchni, miało na sobie liczne rany cięte brzucha i klatki piersiowej. Przybyły na miejsce zespół ratownictwa medycznego potwierdził zgon" - podaje lokalny portal Telebari.
"Zmarnował nam życie, wstyd nam za niego" - powiedział dziennikarzowi portalu brat 50-latka. Aresztowany mężczyzna od dłuższego czasu żył w niezgodzie z partnerką, kobieta chciała od niego odejść, na co się nie godził.
"Dwa dni przed śmiercią kobieta opublikowała w mediach społecznościowych post, w którym napisała: 'Wystarczy utożsamić się z drugim człowiekiem, by nie robić nikomu nic złego, ale to zbyt wiele dla kogoś, kto żyje dla samego siebie. Kobiety, podnieście głos'" - cytuje dziennik "Corriere della Sera".
Fala protestów
W wydanym w sobotę specjalnym oświadczeniu prezydent Włoch Sergio Mattarella napisał, że "dramatyczne wydarzenia wstrząsnęły sumieniami kraju". Przemoc wobec kobiet nazwał "porażką społeczeństwa, które nie jest w stanie promować rzeczywistych równych relacji między kobietami i mężczyznami".
Tegorocznym akcjom towarzyszyły powszechne oburzenie i przerażenie z powodu zabójstwa 22-letniej Giulii, dziewczyny skatowanej przez swojego byłego chłopaka, która wykrwawiła się na śmierć po długiej agonii. W dniu masowych demonstracji sprawca zbrodni, Filippo T., został przywieziony do Włoch z Niemiec, dokąd uciekł.
22-letni Filippo T. przebywa w areszcie w Weronie. Przyznał się do zbrodni, ale odmówił składania wyjaśnień. Przedstawił jedynie oświadczenie, w którym przyznaje, że "jest przybity tym, co zrobił i nie chce uciekać od odpowiedzialności" oraz "stara się poukładać w swojej pamięci to, co wydarzyło się tamtej nocy" - cytuje "Corriere della Sera".
Włoskie media przez ostatnie dni publikowały wiadomości głosowe, jakie Giulia pisała do swoich koleżanek. Słychać w nich, jak przyznaje, że jest już zmęczona towarzystwem Filippa, ale umawia się z nim, bo ten mówi jej, że ma depresję z powodu ich rozstania.
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Źródło: Corriere della Sera, La Repubblica, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Google Maps